Uprzemysłowienie Europy to nierealny cel
 Oceń wpis
   

Kilka miesięcy temu na łamach Rzeczpospolitej (http://andrzejhalesiak.bblog.pl/data,2013,7,strona,4.html) zwracałem uwagę na rosnące zainteresowanie Europy procesem uprzemysłowienia. Od tego czasu Komisja Europejska nieustanie dmie w trąby polityki przemysłowej. Na początku miesiąca w tej sprawie spotkali się w Krakowie na konferencji pod patronatem i z udziałem Prezydenta RP przedstawiciele tzw. Trójkąta Weimerskiego (Polski, Niemiec i Francji). Tymczasem pomimo dużej atencji przemysł w Europie nie chce się rozwijać - Komisja Europejska z nieukrywanym smutkiem musiała ostatnio skonstatować, że udział przemysłu nadal spada. Tak niestety jest, gdy stawia się nierealne cele i tworzy absurdalne wręcz warunki dla funkcjonowania firm.

Obecne nawoływania Komisji jako żywo przypominają buńczuczne zapowiedzi tzw. Strategii Lizbońskiej. Ogłoszona w 2000 r. zakładała ona, że Europa nadrobi do USA dystans w produktywności i przegoni pod względem zaawansowania technologicznego. Tymczasem od 2000 r. luka do USA znacząco się pogłębiła, a na swych plecach UE coraz bardziej czuje oddech licznych tzw. krajów wschodzących.

Nierealny cel
By zmotywować kraje członkowskie do aktywniejszego zajęcia się kwestią uprzemysłowienia KE ogłosiła cel w postaci 20% udziału przetwórstwa przemysłowego w PKB UE w 2020 r. W momencie ogłaszania celu udział ten wynosił ok. 16%, by spaść ostatnio do ok. 15%.

Aby móc ocenić na ile realne jest osiągnięcie zakładanego poziomu warto przyjrzeć się kilku faktom. Po pierwsze musimy pamiętać, że proces deindustralizacji (malejącego znaczenia przemysłu w gospodarce) jest procesem globalnym. O ile w 2000 r. przetwórstwo generowało blisko 19% globalnego PKB, to w 2012 r. udział ten spadł do 17.4%. Dzieje się tak m.in. ze względu na rozczłonkowanie łańcucha tworzenia wartości w przemyśle i outsourcingu wielu procesów. W efekcie w produkcji rośnie znaczenie wkładu w postaci różnego rodzaju usług biznesowych. Stawiany przez Komisję Europejską cel idzie więc pod prąd globalnych trendów i już chociażby z tego tytułu jest mało realny. Jeszcze bardziej nierealność tego celu widoczna jest w zestawieniu z tym czego tak naprawdę on wymaga. Otóż zakładając realistyczny scenariusz, że UE będzie się do 2020 r. rozwijać w tempie stanowiącym połowę przewidywanego globalnego wzrostu, to by zapewnić 20% udział przemysłu w swym PKB UE musiałaby mieć w tym okresie 35-40% udział w globalnym przyroście produkcji przemysłowej (dla porównania w ostatnich 10 latach było to zaledwie ok. 15%!). Używając jeszcze jednego, uproszczonego porównania, by spełnić postawiony cel więcej niż co trzecia nowa inwestycja przemysłowa w świecie do 2020 r. musiałaby przypadać na UE. Podstawowe pytanie jakie w tym kontekście się rodzi to pytanie o to, dlaczego tak miałoby się stać? Co takiego nowego ma (będzie mieć) do zaoferowania Europa?

Niestety – z punktu widzenia Unii - procesy de- i reindustrializacji nie mają charakteru symetrycznego. Stracić udziały w globalnym przemyśle jest bardzo łatwo - dobitnie świadczą o tym przykłady Finlandii (spadek udziału przemysłu o 10 p.p. od 2000 r.), Belgii (-6 p.p.), Wlk. Brytanii (-6p.p.) czy Francji (-5p.p.). Odbudowa jego pozycji z kolei to proces mozolny i trudny. Gdy się traci przemysł traci się bowiem określone kompetencje i powiązania kooperacyjne w gospodarce, zamiera związana z nim działalność badawczo-rozwojowa, uczelnie przestają kształcić potrzebnych specjalistów.

Niekorzystne uwarunkowania
Nie dość, że ustalony przez Komisję Europejską cel jest nierealny, to na dodatek Europa nie wydaje się mieć zbyt wiele argumentów nawet za tym, by utrzymać swój obecny udział w globalnym przetwórstwie przemysłowym. By produkcja w Europie rozwijała się potrzebne są nowe inwestycje w przemyśle. Liczne badania i analizy (np. „Next-shoring: A CEO’s guide”) pokazują, że dziś o lokalizacji produkcji przemysłowej w tym czy w innym kraju decydują szczególnie dwa elementy: i) bliskość popytu oraz ii) dostępność/bliskość innowacji, zwłaszcza innowacyjnych i elastycznych we współpracy poddostawców.

Bliskość bazy klientów jako kryterium lokalizacji przemysłu wynika z rosnącej konieczności dostosowania oferty do rożnych potrzeb klientów, a tym samym zapewnienia większej niż dziś skali personalizacji produktu. Z punktu widzenia czynnika popytowego Europa wypada słabo. Popyt w Europie pozostanie w stagnacji; wynika to przede wszystkim z trendów demograficznych, ale także trwającego w wielu krajach procesu oddłużania. Szybkiego wzrostu popytu można natomiast oczekiwać w Azji Południowo-Wschodniej – do 2030 r. przybędzie tam bez mała 2 miliardy zorientowanych na konsumpcję osób zaliczanych do tzw. „klasy średniej”. I to głównie tam, pod ich potrzeby tworzona będzie nowa, lokalna baza produkcyjna (także przez europejskie firmy).
Także w kontekście innowacyjności pozycja Europy jest relatywnie słaba. Są tu wprawdzie kraje (np. Skandynawia) zaliczane do globalnych liderów innowacji, ale dynamika jest dziś taka, że najszybciej nowych innowacji/patentów przybywa w krajach wschodzących, którym z krajów rozwiniętych kroku dotrzymuje w zasadzie jedynie USA i – w mniejszym już stopniu - Japonia. Duża część Europy (wschód, południe) to w dużej mierze innowacyjna pustynia i bardzo wiele trzeba w tych krajach zmienić, aby podnieść poziom innowacyjności ich gospodarek.

Także patrząc poprzez pryzmat najprostszej formy globalnego konkurowania - od strony atrakcyjności kosztowej - Europie trudno jest dziś rywalizować już nie tylko z Chinami, ale ze względu na niższe ceny energii elektrycznej (mniej więcej o połowę) czy gazu (o 2/3) także z USA.
Do tego by firmy przemysłowe chciały w Europie inwestować potrzeba także stabilnych warunków działania. Tymczasem liczne zmiany, niedopowiedzenia itd. w zakresie rożnego rodzaju polityk (ekologicznej, energetycznej, handlowej, itd.) powodują, że firmom w Europie trudno planuje się dziś przyszłe koszty i przychody. Nie mówiąc już o kwestiach instytucjonalnych – wciąż nie powstały rozwiązania, które zwiększałyby trwałość strefy euro.

Europejska schizofrenia i sprzeczne interesy
Największym problemem Europy w kontekście uprzemysłowienia pozostaje jednak swego rodzaju schizofrenia – rozbieżność pomiędzy procesami stymulowanymi przez jednolity rynek, a tym czego chcieliby i oczekiwali politycy. Dla europejskiego przemysłu jednolity rynek to okazja do tego, by dokonać najbardziej optymalnego z punktu widzenia globalnego konkurowania rozmieszczenia fabryk w Europie. Okazja do wykorzystania mocnych stron poszczególnych lokalizacji (np. niskich kosztów pracy w krajach EŚW, czy wysokiego poziomu innowacyjności w Skandynawii). To właśnie dzięki tej optymalizacji jaka miała miejsce w ostatnich 10 latach udział Europy w globalnej produkcji przemysłowej pozostaje wciąż znaczący. Ta optymalizacja była możliwa, ponieważ politycy przez wiele lat odpuszczali sobie temat uprzemysłowienia. Była też możliwa, pomimo tego że wiele innych działań (jak chociażby polityka ekologiczna) nie sprzyjała przemysłowi.

Z zupełnie inną sytuacja mamy do czynienia na poziomie polityków. Ci nadal postrzegają przemysł lokalnie (z perspektywy danego kraju), a w kontekście trudnej sytuacji na rynku pracy szukają dziś w haśle uprzemysłowienia poklasku i przychylności wyborców. W tej sytuacji Europa może w najbliższych latach stać się areną walki poszczególnych krajów o przemysł. W walce tej nie zawsze używane będą metody fair; nie zabraknie różnorakich form nacisku czy ukrytych sposobów subsydiowania. Wszystko to rodzić będzie negatywne skutki dla globalnej konkurencyjności Europy.
Można mieć obawy, iż fakt, że uprzemysławianie Europy znalazło się wysoko na liście priorytetów polityków i Komisji Europejski, to paradoksalnie zła wiadomość dla europejskiego sektora przemysłowego. Temu ostatniemu znacznie lepiej niż stawianie go na czele listy priorytetów zrobiłoby wyeliminowanie licznych źródeł niepewności (regulacyjnych, co do funkcjonowania strefy euro itd.) oraz pozwolenie na to, żeby się sam w ramach Europy optymalizował. Tylko to bowiem pozwoli na skuteczną walkę o zachowanie obecnej pozycji Europy w globalnym przemyśle. Już bowiem samo utrzymanie obecnej pozycji stanowi olbrzymie wyzwanie w kontekście zachodzących globalnie procesów.

Co z Polską?
Co w tych warunkach powinna zrobić Polska? Wydaje się, że najlepszą strategią jest strategia „ucieczki do przodu”. Musimy wyprzedzać z jednej strony zmiany jakie zachodzą w zakresie konkurencyjności kosztowej niektórych krajów Południa Europy, z drugiej zaś uniezależniać się od politycznych decyzji w innych krajach poprzez rozwój lokalnego kapitału (dziś w ok.50% przetwórstwo przemysłowe jest w Polsce kontrolowane przez kapitał zagraniczny, co czyni nas bardziej wrażliwymi na jego migracje). W oparciu o lokalny kapitał powinniśmy budować nowe kompetencje przemysłowe, szczególnie te oparte na innowacyjności. Powinniśmy się także starać przejmować produkcję z Niemiec, gdzie w najbliższych latach można oczekiwać pogorszenia warunków prowadzenia działalności biznesowej ze względu na rosnące ceny energii i koszty pracy. Powinniśmy sobie stawiać za cel by być „pierwszym wyborem”, dla tych niemieckich firm, które będą chciały wyprowadzić cześć produkcji z kraju.
 

Komentarze (0)
Koniec wzrostu? Konkurencyjna Polska
1 | 2 |


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.
O mnie
Andrzej Halesiak
Komentator polskiej rzeczywistości. Więcej na: linkedin: https://pl.linkedin.com/in/andrzej-halesiak-0b9363 Twitter: @AndrzejHalesiak