Więcej cukru w cukrze
 Oceń wpis
   

W komentarzu opublikowanym w dzisiejszym wydaniu Pulsu Biznesu odpowiedzialny za gospodarkę wicepremier M.Morawiecki postawił tezę, że w polskiej gospodarce za mało jest „polskiej gospodarki”. Podstawą do takiego stwierdzenia jest – jak sądzę - znaczący udział kapitału zagranicznego w wielu sektorach.

Warto nie zatrzymywać się na samej tezie postawionej przez wicepremiera, ale pociągać ten wątek i zastanowić się z czego taka sytuacja wynika? Otóż wynika ona z ograniczonej krajowej bazy kapitałowej, a ta z kolei jest pochodną niskiej skłonności do oszczędzania - w ostatnich 15-latach średnia stopa oszczędności (a więc ta część dochodu, która była odkładana kosztem bieżącej konsumpcji) wynosiła w Polsce zaledwie 17.1 % (dane MFW). Dla porównania w Czechach było to 25,9%, na Węgrzech 20%, a na Słowacji 21,8%, nie wspominając już o Korei (33,9%!) czy Chinach (46,4%!). Jak można akumulować kapitał, jeśli się (jako gospodarka) nie oszczędza, jeśli występuje silna preferencja konsumpcji tu i teraz? W tej sytuacji napływ zagranicznego kapitału pozwalał na zwiększenie poziomu inwestycji ponad to, co byłoby możliwe jedynie w oparciu o własne środki – dzięki kapitałowi zagranicznemu nie mieliśmy w Polsce do czynienia z tzw. „finansową barierą rozwoju”. Innymi słowy, gdyby nie ten kapitał to udział polskiej gospodarki w „polskiej gospodarce” byłby pewnie i większy, ale ta polska gospodarka byłaby za to zdecydowanie mniejsza niż jest (PKB nie rósłby w takim tempie jak rósł).

Zdecydowanie zgodzić się trzeba, że model w oparciu o który dotychczas się rozwijaliśmy (my konsumujemy, a zagranica finansuje u nas część inwestycji, z czego potem odnosi korzyści w postaci dochodów odsetkowych i/lub dywidendowych) ma swoje granice. Przekonało się o tym wiele krajów; ostatnio chociażby kraje południa Europy. Te ograniczenia związane są nie tylko z tym, że w pewnym momencie kapitału zagranicznego może zabraknąć (gdy zabraknie przesłanek do inwestowania u nas), ale przede wszystkim efektami pobocznymi, których często wprost się nie identyfikuje. Dla przykładu w przypadku inwestycji, których głównym motywem jest chęć uzyskania korzyści kosztowych (a takie u nas dominują) kapitał zagraniczny koncentruje się z reguły na inwestowaniu w ten element łańcucha tworzenia wartości, gdzie może uzyskać największe oszczędności. W przypadku produkcji przemysłowej jest to z reguły najbardziej pracochłonny etap, a mianowicie fizyczna produkcja/montaż. Rzadko kiedy przenoszone są do kraju inwestycji funkcje „strategiczne”, związane z opracowywaniem koncepcji produktu, badaniami, globalnymi strategiami marketingowymi itd. Taka sytuacja powoduje, że struktura zatrudnienia w firmach z udziałem kapitału zagranicznego (zwłaszcza tych produkcyjnych) jest zniekształcona w kierunku prostych stanowisk robotniczych, stosunkowo małe zapotrzebowanie generowane jest ze strony tych firm na wysoko-wykwalifikowane stanowiska inżynierskie, fachowców od marketingu, finansów itd. W efekcie cała gospodarka może mieć problem niepełnego wykorzystywania istniejącego potencjału ludzkiego, widocznego z reguły w dużym udziale osób pracujących poniżej swoich  kompetencji.

W tej sytuacji warto więc dbać o rozwój lokalnego kapitału (w końcu to nasze zakumulowane bogactwo). Pytanie jak to robić? Wicepremier Morawiecki wskazuje na eksport. Jest to moim zdaniem słuszna droga. Dlaczego? Otóż już dziś oszczędności sektora przedsiębiorstw to ponad 80% wszystkich oszczędności generowanych w naszym kraju. Wynika to z faktu, że stopa oszczędności gospodarstw domowych kształtuje się na poziomie zaledwie 2-3% (jedynie tak niewielka część dochodu jest odkładana), tak więc oszczędności generowane w tym sektorze mają znikome znaczenie. Trudno mi sobie wyobrazić trwały wzrost stopy oszczędności gospodarstw w warunkach niskich stóp procentowych, dużej zmienności rynków finansowych i konsumpcyjnego modelu zachowań (który dziś u nas dominuje). Z kolei przy ograniczonych rozmiarach lokalnego rynku dalszy znaczący wzrost zysków firm (a tym samym ich oszczędności) może się dokonywać jedynie poprzez większą niż dziś skalę ekspansji zagranicznej. W tym miejscu trzeba jednak postawić kolejne pytanie; co chcemy eksportować? Czy chcemy na globalnych rynkach nadal konkurować kosztami pracy? Jeśli tak, to najprostsza droga do zwiększenia eksportu wiedzie poprzez utrzymywanie niedowartościowania polskiej waluty - przykłady innych krajów pokazują, że to najbardziej efektywna forma wspierania eksportu opartego na kosztach.  To utrwalać będzie jednak strukturę naszej gospodarki – nie będzie bodźców do przekształceń w kierunku większego zaawansowania, które jest determinantem długofalowego rozwoju. W takiej sytuacji i owszem możemy mieć większy poziom oszczędności, ale nie będziemy go w stanie jako gospodarka zaabsorbować. W efekcie zamiast w kraju mogą one być inwestowane za granicą - staniemy się eksporterem kapitału, przy wciąż stosunkowo niskim poziomie inwestycji lokalnych. Dlatego też potrzebna jest mądra polityka pro-podażowa, powodująca równoległy wzrost skłonności i zdolności inwestycyjnych w sektorze prywatnym, o czym pisałem w „Po inwestycjach (firm) ich poznacie”.

Na koniec pozostaje wyrazić nadzieję, że polityka gospodarcza w kolejnych tygodniach i miesiącach wyjdzie poza ramy prostego rozdawnictwa i że doczekamy się reform, które rzeczywiście pchnął gospodarkę na nowe tory.

Komentarze (0)
Bankowa triada - cz. 2 Gospodarka oparta na wiedzy
1 | 2 | 3 | 4 |


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.