Nie ma dynamicznego rozwoju bez dynamicznych firm
 Oceń wpis
   

W minionym tygodniu uwagę mediów przykuły wyniki międzynarodowego badania średnich i dużych przedsiębiorstw przeprowadzanego na zlecenie firmy Grant Thornton. W części odnoszącej się do Polski można w nich między innymi wyczytać, że:

  • 60% średnich i dużych firm w Polsce deklaruje, że ma duży lub bardzo duży problem ze znalezieniem osób na niektóre stanowiska i że jest to dla nich bariera w rozwoju. Kwartał wcześniej odsetek ten wynosił 46%, rok temu – 32%, a dwa lata temu – 20%,
  • w ujęciu kwartalnym spadła nieco skłonność do podnoszenia wynagrodzeń – 26% badanych firm zakłada, że w najbliższych 12 miesiącach podniesie wynagrodzenia powyżej wskaźnika inflacji.

Powyższe stwierdzenia wydają się być sprzeczne z tym, co podpowiadałaby prosta intuicja; w warunkach braku pracowników firmy powinny być skłonne płacić więcej, po to by z jednej strony chronić się przed odpływem posiadanych już zasobów (szczególnie w obliczu rosnącego popytu na swoje towary i usługi), a z drugiej by atrakcyjnie prezentować się na tle konkurencji, w kontekście walki o pozyskanie nielicznych, dostępnych na rynku zasobów pracy. Zwłaszcza, że popyt na towary i usługi jest silny, zyski sektora przedsiębiorstw są rekordowe, a zakumulowane na rachunkach bankowych środki pozostają wysokie.

W wielu sytuacja prosta intuicja jednakże zawodzi, a zarysowany przez powyższe dane obraz jest zgodny z tym, co sam dość powszechnie słyszę w czasie spotkań z przedsiębiorcami – głównie z małych i średnich firm. Wielu z nich deklaruje, że nie zamierza odpowiadać na obecną sytuację rynkową wzrostem płac, równocześnie godzi się na to, że część potencjalnych zamówień przejdzie im koło nosa (jako efekt braku inwestycji w rozbudowę mocy produkcyjnych). Te „miękkie” spostrzeżenia wydają znajdować potwierdzenie także w „twardych” danych - w pierwszym półroczu 2017 r. inwestycje przedsiębiorstw spadły lekko w stosunku do analogicznego okresu ub.r., a w tych branżach gdzie rosły miały raczej charakter odtworzeniowy (więcej w „Garniec miodu i dwie łyżeczki dziegciu”).

Taka sytuacja każe postawić dwa ważne pytania. Po pierwsze o motywy, którymi kierują się właściciele firm. Po drugie o implikacje tejże sytuacji. Z tego co słyszę jednym z powodów asekuracyjnych zachowań jest brak wiary w trwałość obecnej koniunktury. Niektóre firmy boją się, że efekty inwestycji w zwiększenie mocy produkcyjnych ujawnią się akurat wówczas, gdy koniunktura gospodarcza ulegnie osłabieniu. W tym kontekście można spotkać się z przekonaniem, że cykle w polskiej gospodarce są dziś w dużej mierze pochodną wydatkowania unijnych funduszy, tak więc po „górce” (oczekiwanej na przełomie 2018/2019) przyjdzie z pewnością „dołek”. Tym bardziej, że podobnie w czasie kształtować może się cykl koniunktury w UE.

Innym powodem zachowawczych zachowań firm jest też utrzymująca się niepewność w otoczeniu regulacyjno-podatkowym. Taka niepewność występuje zawsze, wydaje się jednak, że w obecnych czasach jest jej szczególnie dużo. I nie chodzi jedynie o zmiany wprowadzane przez obecny rząd (do tych przedsiębiorcy powoli się przyzwyczajają). Coraz częściej stawiają sobie pytanie o to, czy za dwa lata, przy ewentualnej zmianie władzy nie będziemy mieć do czynienia z nową falą szeroko zakrojonych zmian regulacyjno-podatkowych, w dużej mierze „odkręcających” te ostatnio wprowadzone. W tym kontekście odbija się czkawką silnie ugruntowany w naszym kraju brak kontynuacji polityki społeczno-gospodarczej (chociażby jej podstawowych zrębów) przy zmianach władzy.

Trzecią ważną kwestią, która się pojawia jest sukcesja. Wiele firm w Polsce wchodzi w etap, gdy ich pierwotni założyciele muszą zdecydować o jakiejś formie przekazania „władzy”. Z rozmów wynika, że nie jest to proces prosty. Wielu naturalnych jak by się wydawało kontynuatorów nie jest zainteresowanych przejęciem schedy i w związku z tym trzeba szukać alternatywnych rozwiązań. W takich sytuacjach trudno o snucie dalekosiężnych planów i śmiałe projekty inwestycyjne.

Z pewnością wspomniane powyżej czynniki nie wyczerpują wszystkich możliwych przypadków jakie występują. Czas jednak przejść do drugiej kwestii; potencjalnych implikacji. Tu też można pewnie wyliczyć cała ich długą listę. Ja chciałby się jednak skoncentrować na jednej. Otóż swego rodzaju bierność przedsiębiorstw (o ile stanie się czymś powszechnym i trwałym) należy uznać za bardzo niebezpieczne zjawisko. Grozi bowiem ekspansją w naszej gospodarce tzw. statycznych firm; podmiotów, które wprawdzie nie ograniczają swojej działalności, ale równocześnie nie rosną. Dlaczego ich masowa obecność jest dla gospodarki niekorzystna? Otóż wyniki najnowszych badań (można o nich przeczytać w raporcie „Remaking Europe: the new manufacturing as an engine for growth”) potwierdzają to, co wydaje się dość intuicyjne, że statyczność firm ma negatywne konsekwencje dla wzrostu produktywności, kluczowej składowej wzrostu gospodarczego.

Ekspansja statycznych firm to powszechna dziś przypadłość wielu krajów Europy Zachodniej. W zagregowanej skali, to jeden z istotnych powodów rosnącej luki produktywności pomiędzy Europą a USA (gdzie dynamika firm jest większa). Nie możemy dopuścić do tego by także w naszej gospodarce statyczne firmy stały się normą. Nie ma rozwijającej się gospodarki, jeśli firmy nie chcą się rozwijać! Rosnący udział biernych podmiotów powoduje, że potencjał lokalnego rynku jest z czasem w coraz większym stopniu zaspokajany przez import, czemu towarzyszy zadłużanie się za granicą, po to by ten rosnący import finansować. To najprostsza recepta na poważny kryzys.

Chciałoby się by tworzenie polityki społeczno-gospodarczej w Polsce miało rzeczywiście wymiar strategiczny i ponadpartyjny. By polityka ta nie generowała niepotrzebnej niepewności. Może kiedyś takich czasów doczekamy. Teraz jednak cała nadzieja w konkurencji, w tym że niewykorzystywany w pełni przez statyczne podmioty potencjał rynku będzie przyciągał nie tylko podaż z zagranicy, ale skłoni do powstawania nowych lokalnych podmiotów. Że wraz z tym rosła będzie presja konkurencyjna, a bierność zostanie z czasem ukarana w postaci malejących udziałów rynkowych i zysków.
 

Komentarze (0)
Garniec miodu i dwie łyżeczki... Procesy inwestycyjne w polskich...
3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.
O mnie
Andrzej Halesiak
Komentator polskiej rzeczywistości. Więcej na: linkedin: https://pl.linkedin.com/in/andrzej-halesiak-0b9363 Twitter: @AndrzejHalesiak