Koniec wzrostu?
 Oceń wpis
   

Im dłużej trwa globalny kryzys tym więcej pojawia się głosów, że globalna gospodarka (zwłaszcza kraje rozwinięte) stoi na progu istotnego przełomu, który ma oznaczać, że wzrost staje się wyjątkiem a regułą staje się „chroniczna stagnacja” (zwrot wyciągnięty niedawno z lamusa przez amerykańskiego ekonomistę L.Summersa). Taka sytuacja miałaby daleko posunięte, różnorakie konsekwencje m.in w postaci braku perspektyw pełnego zatrudnienia, no może za wyjątkiem sytuacji, gdy w gospodarce tworzone są spekulacyjne bańki, jak ta na rynku nieruchomości, czy wcześniejsza w obszarze dotcomów. W tym kontekście pojawiają się także bardziej odważne stwierdzenia, że kraje rozwinięte tak naprawdę już od co najmniej kilkunastu lat znajdują się w fundamentalnym trendzie spadkowym, który został jedynie zaburzony (ukryty) przez ekspansję kredytu. Dla zwolenników tych teorii wdzięcznym punktem odniesienia jest Japonia – kraj który od momentu pęknięcia bański spekulacyjnej ponad 20 lat tkwi praktycznie w stagnacji (średnioroczny wzrost w tym okresie wyniósł zaledwie 0.8%).

Te pesymistyczne wizje łączy kwestia „problemów ze wzrostem”, różnią natomiast jej domniemane źródła. Jedni upatrują jej powodów w trendach demograficznych - niskim przyroście naturalnym, który przekłada się stopniowo na niekorzystnie zmieniające się relacje pomiędzy osobami w wieku produkcyjnym i nieprodukcyjnym - gdy coraz większą część społeczeństwa stanowią osoby w wieku po-produkcyjnym o wzrost jest znacznie trudniej. W tym kontekście warto jednak zwrócić uwagę, że wśród krajów rozwiniętych kwestie demografii odnoszą się głównie do Europy i Japonii, w znacznie mniejszym stopniu natomiast do USA, gdzie wiele stagnacyjnych koncepcji powstaje.

Inni doszukują się źródeł ewentualnej stagnacji w rzekomej malejącej produktywności kolejnych innowacji. Hipoteza jaka stoi za tymi przekonaniami mówi o tym, że postęp technologiczny ma coraz mniejsze przełożenie na produktywność, że o ile wynalezienie silnika spalinowego, elektryczności czy telefonu pozwoliło na olbrzymi skok w produktywności, tak obecne innowacje dodają do niej stosunkowo niewiele. Według zwolenników tej teorii problem ten uderza szczególnie w kraje rozwinięte, które operują na tzw. granicy technologicznego zaawansowania (stosują najnowsze dostępne technologie), w mniejszym zaś stopniu kraje rozwijające się, które wciąż mogą podnosić swoją produktywność poprzez przeskok od przestarzałej do nowszej technologii.

Są również tacy, którzy na nowo wczytują się w teorie Marksa. To bowiem on zwracał uwagę na - wynikające jego zdaniem z istoty kapitalizmu - zjawisko wysycenia rynku wszelkiego rodzaju dobrami i związanej z tym malejącej dochodowości kapitału, prowadzące ostatecznie do wstrzymania procesów inwestycyjnych, a tym samym wzrostu w gospodarce. Zdaniem Marksa wyjściem z tej sytuacji miała być dopiero znacząca destrukcja istniejących już aktywów – po to by w ten sposób umożliwić powrót rentowności inwestycji do zadowalającego poziomu. Przejściowo sytuację kapitału może także poprawić „wyzysk pracy” (obniżanie kosztów wynagrodzeń poprzez ograniczanie zatrudnienia i/lub płac), ale jest to rozwiązanie nietrwałe.

Inni jeszcze widzą przyczyny stagnacji w narastających nierównościach dochodowych, będących konsekwencją postępu technologicznego (który faworyzuje kapitał i siłę roboczą o wysokich kwalifikacjach) oraz globalizacji (presja na płace w zawodach niewykwalifikowanych ze względu na konkurencje „tańszych” krajów). W USA np. w ostatnich 25-ciu latach realne dochody 25% gospodarstw o najniższych dochodach nie wzrosły. Oznacza to, że gospodarstwa te nie partycypowały w ogólnym wzroście dochodów jaki miał w tym czasie miejsce (1% najbogatszych Amerykanów doświadczyło w tym czasie potrojenia swoich realnych dochodów). W rezultacie takiej sytuacji siła nabywcza osób o wysokiej krańcowej skłonności do konsumpcji (gospodarstwa o niskich dochodach wydają z reguły blisko 100% dochodów, te najbogatsze znaczną część dochodów oszczędzają) nie rośnie, co negatywnie odbija się na zagregowanym popycie.

Czy z punktu widzenia lokalnego biznesu te teorie i rozważania są istotne? I tak i nie. Z jednej strony należy je traktować z dystansem - przypominają one bowiem w swej naturze, to z czym mieliśmy do czynienia przed wybuchem globalnego kryzysu, tyle tylko że rozumowanie szło wówczas w drugą stronę. Nie brakowało teorii według których globalny wzrost na poziomie ponad 4% miał się stać normą, wynikającą z nowych prawideł rządzących globalną, silnie ufinansowioną i wysyconą technologiami informatycznymi gospodarką. Z drugiej jednak strony wielowiekowa historia zjawisk i procesów ekonomicznych uczy nas, że napięcia w rodzaju tych z jakimi mamy obecnie do czynienia towarzyszą z reguły ważnym przeobrażeniom, zmianie układu sił, zmianie istniejących dogmatów, załamaniu liniowych trendów i tych przeobrażeń – oddziałujących za na każdą z branż w inny sposób - przeoczyć biznesowi nie wolno.
 

Opublikowane: Parkiet 08.02.2014

Komentarze (0)
Strefa euro - pies który goni... Uprzemysłowienie Europy to...
5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.
O mnie
Andrzej Halesiak
Komentator polskiej rzeczywistości. Więcej na: linkedin: https://pl.linkedin.com/in/andrzej-halesiak-0b9363 Twitter: @AndrzejHalesiak