Choć społeczeństwo Wielkiej Brytanii podjęło właśnie decyzję o opuszczeniu Unii Europejskiej, a premier Cameron zapowiedział uszanowanie tej decyzji, to moim zdaniem wciąż relatywnie wysokie (oceniam je na 30%) pozostaje prawdopodobieństwo tego, że w praktyce Brexitu nie będzie.
Wbrew temu co mogłoby się wydawać wyjście z Unii nie jest wcale procesem łatwym. W przeciwieństwie do strefy euro opcja taka jest wprawdzie przewidziana (art. 50 Traktatu Lizbońskiego), ale w praktyce droga do naciśnięcia klamki u drzwi z napisem „Exit” jest długa. Tym bardziej, że Wielką Brytanię czekają w najbliższych miesiącach przyspieszone wybory i zmiana rządu.
Ten nowy rząd będzie musiał zacząć swoją działalność od przygotowania tzw. stanowiska negocjacyjnego – zarysowania oczekiwań Wielkiej Brytanii w rozmowach z UE. Prawdopodobnie - z praktycznego punktu widzenia - dopiero po sformułowaniu tego stanowiska Wielka Brytania wystąpi do Unii z formalnym wnioskiem o uruchomienie procedur przewidzianych w art. 50.
Pierwsza szansa na „odwrócenie” dzisiejszej decyzji pojawi się więc już za kilka miesięcy. Jest ona związana z tym, że w najbliższych tygodniach silnie unaocznić się prawdopodobnie głębokie podziały brytyjskiego społeczeństwa w kwestii członkostwa w UE:
- przeciwni wyjściu Szkoci wejdą na ścieżkę referendum w sprawie pozostania w Wielkiej Brytanii,
- młodzi ludzi (którzy generalnie popierają pozostanie w UE) zaczną artykułować swoje niezadowolenie z tego, że ich przyszłość ma zostać zdeterminowana przez wybór seniorów (poparcie dla wyjścia rośnie wraz z wiekiem, najwyższe jest wśród najstarszych obywateli Wlk. Brytanii),
- biznes korzystający dziś na dostępie do jednolitego rynku zacznie straszyć ekonomicznymi konsekwencjami Brexitu, na co nałoży się gwałtowne wyhamowanie inwestycji i spowolnienie w gospodarce (a być może nawet recesja) oraz dużo droższe (ze względu na taniego funta) wakacje w ciepłych krajach.
W tej sytuacji za kilka miesięcy, w atmosferze licznych napięć i niepewności, wyniki wyborów mogą zaskoczyć (poparcie dla Brexitowców może spaść). Wówczas nawet jeśli nowy rząd okaże się pro-Brexitowy nie koniecznie musi znaleźć się w komfortowej sytuacji. Być może będzie zmuszony wnioskować o coś, czego większość Brytyjczyków nie będzie już aprobować.
Jeśli jednak wniosek o wyjście zostanie do Unii skierowany, to może pojawić się kolejna szansa na zapobieżenie Brexitowi. Otóż trzeba liczyć się z tym, że negocjacje z Unią wcale nie muszą iść po myśli Brytyjczyków. Wielu w Wlk. Brytanii wydaje się, że w procesie negocjacji kraj ten będzie w stanie utrzymać ważne ekonomicznie korzyści (np. dostęp sektora usług do unijnego rynku), przy pozbyciu się niedogodności i ciężarów (wpłat do unijnego budżetu czy imigrantów). Tak jednak wcale być nie musi. Unia może postawić twarde warunki, tym bardziej, że upływ czasu działa na jej korzyść. Jeśli bowiem w okresie 2 lat nie uda się wynegocjować satysfakcjonującego wszystkich kompromisu, to wydłużenie tego okresu wymaga jednomyślnej zgody wszystkich członków Unii. Wystarczy więc głos sprzeciwu tylko jednego kraju by takiej zgody nie było i wówczas wyjście przekształcałoby się w swego rodzaju „wyplucie” Wlk. Brytanii – jej relacje z Unią zostałyby oparte o ramy określone ogólnymi umowami międzynarodowymi (np. w zakresie handlu podstawą relacji pomiędzy UE a Wlk. Brytanią stałyby się prawdopodobnie warunki określone przez Światową Organizację Handlu). Jeśli sytuacja będzie rzeczywiście zmierzać w tym kierunku, to będzie to wspierać tych, którzy są zwolennikami europejskiej integracji i być może pojawi się szansa na kolejne referendum.
Nawet jeśli jednak w rozmowach z UE wypracowany zostanie kompromis, to pojawi się kolejna opcja dla zwolenników integracji – zwołania referendum w sprawie akceptacji warunków umowy z Unią. Jej kształt wcale nie musi zyskać poparcia większości. Podobnie jak nie musi zostać ona ratyfikowana w brytyjskim parlamencie.
Tak więc droga do opuszczenia Unii może być kręta i wyboista. Dla tego w jaki sposób będzie przebiegać i czym się zakończy bardzo ważne będzie także to, co w tzw. międzyczasie dziać się będzie w samej Unii. Jeśli brytyjskie referendum stanie się przyczynkiem do zdecydowanych reform, jeśli Unia zacznie sprawniej i efektywniej działać, to byłby to dodatkowy argument dla zwolenników pozostania w niej i zachęta by podejmować zdecydowane wysiłki odwracające skutki dzisiejszej decyzji. Z kolei jeśli na skutek dzisiejszej decyzji Unia pójdzie w kierunku dalszego rozkładu (kolejne spory, referenda o wyjściu itd.), to zwolennicy pozostania w Unii nie za bardzo będą mieli już o co walczyć.