Czy Niemcy są globalnym problemem?
 Oceń wpis
   

Uwaga naszych lokalnych mediów skupiona jest na odnotowanym w ub.r. wzroście gospodarczym.  To z pewnością ważny miernik. We mnie jednak coraz bardziej narasta przekonanie, że w najbliższych latach to co się będzie działo u nas w kraju (w sferze gospodarczej, ale nie tylko) w coraz większym – wręcz decydującym - stopniu będzie pochodną wydarzeń globalnych, tego jak w najbliższych latach uda się poukładać świat w warunkach licznych zmian jakie zachodzą (o których pisałem w „Zmieniający się świat – cz.1”).

W tym kontekście jeden z istotnych wątków to kwestia geo-polityki. W poprzednim moim wpisie („Dlaczego D.Trump nie lubi Unii Europejskiej”)  zwracałem uwagę na negatywne nastawienie nowego prezydenta USA do Unii.  Kolejne dni urzędowania D.Trumpa (i jego gabinetu) wzbogacają naszą wiedzę  w tym zakresie. Szczególnie ciekawy jest według mnie wątek zasygnalizowany przez Petra Navarro – szefa Narodowej Rady Handlu i głównego doradcy Trumpa w zakresie międzynarodowych relacji gospodarczych. Otóż z jego wypowiedzi (na łamach Financial Times) można wnioskować, że głównym powodem ostrego nastawienia wobec UE (przy czym można odnieść wrażenie, że bardziej chodzi tu o strefę euro) jest nie tyle ona sama co Niemcy. Zdaniem Navarro Niemcy „schowały się” niejako w strefie słabej waluty, dzięki czemu ich eksport (i cała gospodarka) okazał się beneficjentem euro. Zdaniem Navarro euro pozostaje znacznie słabszą walutą niż byłaby nią niemiecka marka, wspierając tym samym i tak wysoką konkurencyjność niemieckiego eksportu. Navarro nie powiedział tego wprost, ale można odnieść wrażenie, że dla obecnej administracji w USA Niemcy są swego rodzaju „currency manipulator”  (do tego grona USA zaliczają także Chiny). Wygląda na to, że by to domniemane „uprzywilejowanie kursowe” Niemiec wyeliminować USA będą grać na rozbicie Unii (strefy euro) poprzez stworzenie bloku anty-niemieckiego w Europie. Innymi słowy dla osiągnięcia swego celu chcą skonfliktować ze sobą unijne kraje poprzez przyznawanie im indywidualnych koncesji (przywilejów, gwarancji, obietnic itd.).

O tym, co może wyniknąć z polityki D.Trumpa wobec Europy pisałem w poprzednim wpisie. W tym chciałbym się na chwilę zatrzymać nad tym, czy argumenty Navarro mają sens. Pierwsza kwestia jest taka, że Niemcy wcale nie pchały się do strefy euro. Było im dobrze z marką, a przede wszystkim  Bundesbankiem, uważanym za bank centralny o najwyższej na świecie wiarygodności. To innym krajom europejskim (zwłaszcza Francji) zależało na włączeniu Niemiec do obszaru wspólnej waluty. Zależało tak bardzo, że wprowadzeniem w Niemczech wspólnej waluty warunkowały zgodę na zjednoczenie Niemiec. Trudno w tej sytuacji mówić o jakimś planie Niemiec wykorzystywania innych krajów. Trudno mówić o wyrafinowanej strategii mającej na celu pognębienie całego świata w tym w szczególności USA.

Po drugie wygląda na to, że to co mówi Navarro to polityka w rodzaju, „ktoś inny wprawdzie okazał się mądrzejszy od nas, ale to nic nie szkodzi bo ponieważ jesteśmy więksi to i tak utrzemy mu nosa”. Ta mądrość Niemiec związana jest z faktem, że kraj ten konsekwentnie od dziesięcioleci prowadził politykę ochrony własnego przemysłu. Niemcy nie poddały się – tak jak to zrobiła Ameryka - modzie na promowanie tzw. „trzeciego sektora” (usług). Podczas gdy w USA przez lata nie dostrzegano problemu w tym, że przemysł „wyprowadzał” się do tańszych krajów, Niemcy konsekwentnie inwestowały w zwiększanie stopnia zaawansowania swoich wyrobów, tak by z jednej strony móc unikać bezpośredniej konkurencji ze strony „low cost countries”, a z drugiej by tworzyć w ten sposób uzasadnienie dla wzrostu płac (a więc bogacenia się społeczeństwa).  Nic nie stało na przeszkodzie by Ameryka realizowała taką samą politykę. Problem polega na tym, że zabrakło dalekowzroczności, zabrakło zrozumienia jak istotna jest kwestia międzynarodowej konkurencyjności i posiadania odpowiednio rozbudowanego sektora dóbr i usług handlowalnych (podlegających międzynarodowej wymianie). W tym samym czasie, gdy Niemcy restrukturyzowali i inwestowali w swój przemysł amerykańscy, mainstreamowi ekonomiści koncentrowali się na wynajdowaniu kolejnych hipotez uzasadniających, że olbrzymi deficyt handlowy USA to rzecz normalna i nieszkodliwa dla gospodarki. Ten brak dalekowzrocznego myślenia – a nie manipulacje kursowe - jest według mnie głównym powodem, dlaczego USA mają dziś olbrzymi deficyt z Niemcami (w 2015 r. było to ok. 70 mld euro). Teraz, gdy nagle Amerykanie odkryli, że przegapili coś ważnego chcą nagle – dość brutalnymi metodami - to odwrócić. Równocześnie sam Navarro kilka dni temu stwierdził, że amerykańska gospodarka powinna stać się „German-style economy”, że powinna dążyć do renesansu przemysłu.

Po trzecie, w jednej rzeczy trzeba się zgodzić z Navarro, a mianowicie, że istnieje coś takiego jak „problem Niemiec w strefie euro”. Choć – jak napisałem wcześniej – nie wynika on z jakiegoś przemyślnego planu, to jednak jest. Wziął się on moim zdaniem z tego, że przy tworzeniu strefy zlekceważono siłę tzw. efektów specjalizacji – wspólna waluta wzmacnia tendencję do specjalizowania się poszczególnych krajów w tych obszarach (sektorach) w których mają one tzw. przewagi komparatywne. W efekcie tych procesów Niemcy umocniły swoją pozycję w przemyśle, który to przemysł uległ drastycznemu ograniczeniu w krajach południa strefy doprowadzając te kraje do olbrzymich deficytów handlowych (w ostatnich latach zostały one wprawdzie mocno ograniczone, ale kosztem silnego spadku popytu). Na dłuższą metę problem ten można rozwiązać na dwa sposoby. Jednym z nich jest stworzenie ze strefy euro federacji, dysponującej znaczącym, wspólnym budżetem wykorzystywanym jako instrument kompensowania efektów specjalizacji (pisałem o tym w „Europejska federacja będzie rodzić się w bólach”) i stymulowania rozwoju (np. poprzez wspieranie określonych obszarów badań i rozwoju) nowoczesnych dóbr i usług handlowalnych  w krajach, które uległy deindustrializacji. Na razie kraje strefy (głównie Niemcy) wydają się ten scenariusz odrzucać. W tej sytuacji pozostaje więc drugie rozwiązanie. Polega ono na stworzeniu nowej strefy walutowej (np. strefy „ecu”) w ramach obecnej strefy euro. Ta podstrefa ecu obejmowałaby przede wszystkim Niemcy, a obok nich także kilka mniejszych krajów (np. Austrię) o podobnej strukturze gospodarki. Dzięki temu możliwa byłaby korekta relacji cenowych – euro byłoby z pewnością słabsze wobec ecu. To ostatnie byłoby też silniejsze niż euro wobec dolara.  

Niektórzy sugerują jeszcze jedno rozwiązanie, według którego Niemcy powinny pozwolić na okres kilku lat relatywnie szybkiego wzrostu płac, co obniżyłoby konkurencyjność niemieckiego przemysłu i poprawiło relatywną sytuację innych krajów (zwiększyłoby też niemiecki popyt na towary z zagranicy). Ja osobiście wątpię jednak w skuteczność tego podejścia. Znając umiejętność dostosowywania się niemieckich firm jestem pewien, że wzrosty płac dość szybko skompensowane zostałyby wzrostem produktywności (trudno mi sobie wyobrazić, że można zmusić firmy by działały na swoją szkodę nawet w imię osiągnięcia globalnych słusznie celów). 

Reasumując, wydaje się że główna „wina” Niemiec polega na tym, że byli mądrzejsi od innych. Że lepiej odczytywali strategiczne kwestie związane z rozwojem gospodarki. Że wchodząc do strefy euro solidnie się do tego przygotowali (restrukturyzując gospodarkę), a nie jak kraje południa zdali się na żywioł. To, że ktoś okazał się mądrzejszy od innych stanowi dziś jednak – paradoksalnie - globalny problem. W jego rozwiązaniu potrzebna jest współpraca i jakiegoś rodzaju ustępstwa ze strony Niemiec. Równocześnie nie wydaje się, aby agresywna postawa Ameryki była najlepszym sposobem by te ustępstwa osiągnąć. Jak znam życie nawet jeśli Amerykanom uda doprowadzić się do niekontrolowanego rozpadu strefy euro (które nie jest tym samym co planowa dekonfiguracja strefy), to Niemcy dość szybko z tego się otrząsną.  Wygląda bowiem na to, że już od jakiegoś czasu liczą się z tym scenariuszem, o czym świadczy stopniowe ograniczanie zaangażowania niemieckich banków w innych krajach strefy.

Z punktu widzenia Polski to co dzieje się w Niemczech jest niezmiernie ważne – to nasz główny partner handlowy na którego przypada 27% eksportu. Tak silne uzależnienie od niemieckiego rynku to jeden z głównych obszarów naszej „kruchości” (o czym pisałem w „Czy Polska jest krucha?”). Musimy brać pod uwagę to, że w najbliższych latach ta silna relacja może być dla naszej gospodarki źródłem istotnego szoku.

Komentarze (0)
Dlaczego D.Trump nie lubi Unii... Źle alokowany kapitał spowalnia...


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.
O mnie
Andrzej Halesiak
Komentator polskiej rzeczywistości. Więcej na: linkedin: https://pl.linkedin.com/in/andrzej-halesiak-0b9363 Twitter: @AndrzejHalesiak