Integracja walutowa a instytucje
 Oceń wpis
   

Chwilami z większym, chwilami z mniejszym nasileniem toczy się w naszym kraju debata na temat członkostwa w europejskiej unii monetarnej i walutowej, czyli w strefie euro. Pojawiają się różnego rodzaju  argumenty za i przeciw. Sam wielokrotnie wyrażałem opinię na temat naszego członkostwa w strefie euro, także na łamach niniejszego bloga (ostatnio w „Czas odgrzać starego kotleta?”).

W kontekście tej naszej krajowej dyskusji warto zwrócić uwagę na opublikowany na łamach voxeu.org art. pt. „The conduct of monetary policy in a diverse union”. Kluczowa kwestia na jakiej koncentruje się autor dotyczy jakości instytucji i ich wpływu na funkcjonowanie poszczególnych krajów w ramach strefy euro. Pod pojęciem instytucji kryją się kluczowe „reguły gry” – formalne i nieformalne ograniczenia, które kształtują zasady zachowania państwa i relacje w sektorze prywatnym. Lepsze instytucje zapewniają lepsze warunki do zawierania umów i ochronę własności, które są kluczowe dla działań sektora prywatnego. Z kolei w zakresie polityki publicznej dobre rozwiązania to takie, które mają włączający charakter (rodzą korzyści szerokim częściom społeczeństwa), a nie te które tworzą uprzywilejowania dla wąskich grup społeczeństwa.

Autor wspomnianego artykułu zwraca uwagę, że historycznie patrząc kraje o słabych instytucjach doświadczały wyższych tzw. kosztów transakcyjnych (pośrednich kosztów związanych z prowadzeniem biznesu w danym kraju, np. ze względu na długi czas załatwiania spraw administracyjnych) oraz większej niestabilności warunków makroekonomicznych (pochodna gorszej sytuacji w finansach publicznych), co w konsekwencji przekładało się na ograniczone bodźce do inwestowania i pogarszającą się konkurencyjność. W tej sytuacji – zdaniem autora - kraje o słabych instytucjach mają znacznie większą skłonność do wykorzystywania własnej waluty (konkretnie jej dewaluacji) dla poprawy swojej konkurencyjności i – co równie ważne - rachunku obrotów bieżących.

Jak to wszystko ma się do unii monetarnej? Otóż strefa euro powstała jako mieszanka krajów o silnych (np. Niemcy) i słabych (np. Grecja, Włochy czy Portugalia) instytucjach. Ponieważ w ramach strefy euro możliwości dewaluacji waluty nie ma, bardzo szybko kraje o silnych instytucjach – a co za tym idzie stabilniejszych warunkach funkcjonowania, długofalowej strategii działania itd. – zaczęły odnosić wymierne korzyści z tego, że firmy działające w ramach strefy euro zdecydowanie bardziej je preferowały  (co znajdowało wyraz w tym, gdzie lokowana była produkcja i inwestycje).  Ale to nie wszystko. Choć w sferze realnej (produkcji) unia monetarna działa na korzyść krajów o silnych instytucjach, to w sferze fiskalnej głównymi beneficjentami strefy euro były kraje o słabych instytucjach. Po wprowadzeniu euro ich dostęp do kapitału znacząco się poprawił, nie tylko ze względu na konwergencję nominalnych stóp procentowych (co w ich przypadku oznaczało ich spadek), ale przede wszystkim z uwagi na spadek postrzeganego przez inwestorów ryzyka pożyczania tymże krajom. W tym przypadku zadziałało domniemanie, że chęć utrzymania unii monetarnej będzie prowadzić do tego, że w sytuacji ewentualnych problemów słabych instytucjonalnie krajów, kraje silniejsze  wesprą je. Przy ułatwionym dostępie do finansowania dyscyplina fiskalna krajów o słabych instytucjach została wystawiona na poważną pokusę; politycy dostali w swe ręce „cudowne” narzędzie  - poprzez tanie zadłużanie się mogli przez lata podtrzymywać koniunkturę (a wraz z tym poparcie wyborców). Takiej pokusie trudno było się oprzeć. 

Spróbujmy teraz zastanowić się, do której grupy krajów należałaby Polska, gdyby założyć nasze członkostwo  w strefie euro? W tym celu chciałbym się posłużyć metodologią M.Portera, M.Delgado, Ch. Ketels i S.Sterna zaprezentowaną w dokumencie „The determinants of national competitiveness”. Autorzy bazują w dużej mierze na tych samych parametrach co Global Competitiveness Index (publikowany co roku przez World Economic Forum), tyle tylko, że inaczej – według mnie praktyczniej – je porządkują. Według tego ich przyporządkowania można wyróżnić dwa bloki parametrów wiążących się z jakością/siłą instytucji. Są to:

·        Political institutions (zbiór parametrów odnoszących się do funkcjonowania sfery politycznej, zaufania do niej, transparentności, itd.),

·        Rule of law (zbiór parametrów odnoszących się do efektywności systemu zapewniania przestrzegania prawa, korupcji czy niezależności władzy sądowniczej).

Jeśli weźmie się te bloki pod uwagę, to notowania Polski są następujące:

·        W zakresie „political institutions”, globalnie (biorąc pod uwagę 138 analizowanych krajów) 2/3 krajów wypada pod tym względem lepiej niż my. Gorzej od nas wypadają Grecja i Włochy, nieznacznie lepiej natomiast Hiszpania i Portugalia. Natomiast w stosunku do Niemiec dzieli nas przepaść (Niemcy nalezą do 15% krajów o najlepszych „political institutions”),

·        W zakresie „rule of law” 40% analizowanych krajów wypada lepiej niż Polska. Za nami – z dość znacznymi stratami – są Grecja i Włochy. Podobnie do nas oceniane są Hiszpania i Portugalia. Do Niemiec dystans jest mniejszy niż w przypadku „political institutions”, ale wciąż znaczący (Niemcy należą do 20% krajów o najlepszych rule of law).

W kontekście tych wyników wydaje się, że odpowiedź na postawione powyżej pytanie o jakość instytucji wydaje się dość oczywista; należymy do krajów o stosunkowo słabych instytucjach, a największym problemem jest bardzo niska jakość instytucji politycznych.

Członkostwo w unii monetarnej i walutowej wymaga swego rodzaju ciągłości działania, której u nas nie ma. Ciągłość działania nie oznacza oczywiście, że w prowadzonej polityce społeczno-gospodarczej nie można nic zmieniać (np. wraz ze zmianą rządzącej ekipy). Oznacza jednak, że zmiany nie są dokonywane dla samych zmian (po to tylko by zanegować wszystko, co zrobili poprzednicy i tworząc przy tym totalny bałagan) oraz, że istnieją pewne granice i standardy podejmowanych działań. Wysoka jakość instytucji politycznych oznacza także, że sfera polityki jest obszarem transparentnym (np. wiadomo dlaczego wprowadzane są takie a nie inne rozwiązania prawne, jakie są za nimi przesłanki), a interes kraju stoi ponad interesem partyjnym. Jeśli te warunki są spełnione powstają mocne ramy przewidywalności dla funkcjonujących w danej gospodarce podmiotów, a to podstawy miernik jakości i siły rozwiązań instytucjonalnych. Do takiej sytuacji wciąż nam daleko.

Niektórzy wierzą, że członkostwo w strefie euro mogłoby samo z siebie wymusić wyższą jakość instytucji, ale jak pokazuje przykład południa Europy jest to raczej pobożne życzenie. Moim zdaniem lepszą jakość instytucji politycznych może u nas zapewnić jedynie wymiana pokoleniowa obecnego (skażonego historycznie) establishmentu politycznego. Dobrze by było, gdyby tego typu zmiana odbyła się stosunkowo szybko, bo jakość instytucji jest też jedną z ważnych determinant tego, czy jakiemuś krajowi udaje się przeskoczyć „pułapkę średniego dochodu” czy też nie.

Komentarze (0)
Inwestycje a wzrost Zmiany struktury gospodarki i...

Komentarze


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.
O mnie
Andrzej Halesiak
Komentator polskiej rzeczywistości. Więcej na: linkedin: https://pl.linkedin.com/in/andrzej-halesiak-0b9363 Twitter: @AndrzejHalesiak