Zmiana jest potrzebna, ale mało realna
 Oceń wpis
   

Wyłonienie nowego rządu sprowokowało na nowo dyskusję o polityce gospodarczej w naszym kraju. W pojawiających się na łamach Rzeczpospolitej artykułach pojawia się m.in. pytanie/teza - silnie wyartykułowana np. przez prof. A. Wojtynę (Czy gospodarka potrzebuje „dobrej zmiany”, Rz. 13.12.2015) – że być może nie warto nic zmieniać w polityce, która w ostatnich 25 latach przyniosła nam niewątpliwy sukces. Takie podejście zakłada, że mechanizmy i sposoby działania z przeszłości są gwarancją sukcesu w przyszłości. Biorąc pod uwagę zmiany zachodzące w polskiej gospodarce istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że tak nie będzie. W tej sytuacji jakościowa zmiana jest potrzebna, ale nie będzie o nią łatwo. Każda zmiana rodzi bowiem napięcia, związane z definiowaniem na nowo wygranych i przegranych. W Polsce dobra zmiana będzie możliwa dopiero wówczas, gdy zmieni się podejście do prowadzenia polityki gospodarczej – nastąpi odejście od tego by płynąć z prądem tych czy innych grup interesu, a rządzący będą mieć spójną wizję i strategię gospodarczą, która pozwoli im koncentrować się po pierwsze na wyjaśnianiu (i przekonywaniu społeczeństwa) dlaczego coś warto, a czegoś nie warto robić, a po drugie na wspomaganiu potencjalnych przegranych, tak by także oni mogli odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Demografia ma większe znaczenie niż się wydaje

Pytanie czy rzeczywiście musimy coś zmieniać i dlaczego akurat teraz jest bardzo istotne. Prosta odpowiedź jest moim zdaniem taka: tak musimy, ze względu na trendy demograficzne – proces starzenia się społeczeństwa i wywołanej tym zmiany równowagi na rynku pracy. Dlaczego te zmiany miałyby być aż tak istotne? By odpowiedzieć na to pytanie trzeba sięgnąć do wniosków płynących z najnowszych badań nad rozwojem gospodarczym. Wskazują one, że kraj maksymalizuje dostępną na danym etapie rozwoju tzw. nadwyżkę ekonomiczną (zyski i płace w gospodarce, a tym samym dochód), jeśli spełnione są trzy warunki: i) rynek jest podstawowym mechanizmem wyznaczania cen w gospodarce, ii) struktura branżowa odpowiada posiadanym przez ten kraj tzw. przewagom komparatywnym, wynikającym z relatywnego wyposażenia w różnorakie zasoby oraz iii) koszty transakcyjne nie są na tyle wysokie, by uniemożliwiać osiąganie korzyści z przewag komparatywnych. W praktyce oznacza to, że np. kraj zasobny w tanią i niewykwalifikowaną siłę roboczą będzie rozwijał się najlepiej, jeśli będzie się specjalizował w produkcji dóbr wymagających dużego zaangażowania pracy, a równocześnie słabości infrastruktury tj. zły stan dróg, uciążliwe procedury itd. (przekładające się na poza-produkcyjne koszty dotarcia do klienta) nie będą na tyle znaczące, by korzyści z przewagi komparatywnej zjadać.

Generowana w takiej sytuacji nadwyżka może być następnie wykorzystana do modernizacji gospodarki, co z kolei prowadzi do zmiany relatywnego wyposażenia danego kraju w zasoby (stopniowo rośnie znaczenie kapitału rzeczowego i ludzkiego) pociągając za sobą zmiany struktury gospodarki w kierunku większej złożoności i zaawansowania, czemu towarzyszy wyższy dostępny poziom nadwyżki (dochodu).

Jak ta teoria ma się do polskich uwarunkowań? Otóż przez ostatnie 25 lat nasze przewagi komparatywne związane były z posiadaniem dużych zasobów pracy, to w oparciu o nie kształtowała się także struktura gospodarki (specjalizacja w sektorach/procesach wymagających dużych nakładów pracy). Obecnie zaczynamy wchodzić w nową rzeczywistość; na skutek procesów demograficznych (w tym także emigracji zarobkowej) równowaga na rynku pracy ulega – w dość szybkim tempie - zmianie. Na zmiany te trzeba  patrzeć w kontekście całej palety czynników produkcji – ich relatywna struktura zmienia się, co rodzi potrzebę poszukiwania nowych przewag komparatywnych, za czym powinny pójść zmiany w sposobach wytwarzania dóbr i w strukturze tego co jest wytwarzane.

Można nic nie robić, ale..

To bardzo wrażliwy moment dla każdej gospodarki i rożne strategie mogą być tej sytuacji przyjmowane. Jedna z nich, to strategia pasywnego wyczekiwania, aż gospodarka (podmioty w niej działające) same się dostosują, aż samoistnie wykształci się nowa struktura gospodarki. Tego typu strategia charakteryzowała np. Hiszpanię, skończyło się to tym, że kraj ten w pewnym momencie znalazł się w swego rodzaju próżni – utracił przewagi wynikające z tanich zasobów pracy, a nie wykształcił nowych.

Przyjmowanie takiej pasywnej strategii jest o tyle łatwe, że paradoksalnie pierwotny sygnał wynikający ze zmiany w strukturze dostępnych czynników produkcji jest dla wzrostu gospodarczego pozytywny – wzrost płac (wynikający ze zmiany równowagi na rynku pracy) pobudza bowiem konsumpcję, a tym samym wzrost gospodarczy, stwarzając wrażenie, że wszystko przebiega we właściwym kierunku. Dopiero z czasem pojawiają się problemy wynikające ze spadku międzynarodowej konkurencyjności. Wówczas z reguły aplikuje się tzw. „szybkie rozwiązania”, sprowadzające się do stymulowania gospodarki poprzez ekspansję monetarną i/lub fiskalną. Stąd już prosta droga do pułapki zadłużenia.  

Są przesłanki by coś jednak robić

Oczywiście można powiedzieć, że tak się u nas nie musi stać. Są jednak mocne przesłanki by zakładać, że może. Pierwsza istotna kwestia, to słabość znacznej części naszego sektora małych i średnich firm. Różnorakie badania wskazują, że duża część firm z tego segmentu nie ma w zasadzie strategii rozwoju, wegetuje „podwieszona” na konkurencji kosztowej i nieustannie lamentuje na wysokie koszty pracy, w kraju gdzie należą one do najniższych w UE. Duża część z tych firm się prawdopodobnie nie dostosuje, w optymistycznym wariancie zostanie przejęta, w pesymistycznym z czasem upadanie. Uwolni zasoby, które będzie można wykorzystać gdzie indziej, pytanie gdzie? Czy pozostała część lokalnych firm dokona na tyle skutecznej transformacji by je zassać? A może da się je na nowo połączyć z pomysłami/kapitałem zagranicznym? Tu dotykamy jednak kolejnego ważnego problemu. Ok. 50% przetwórstwa przemysłowego jest dziś w rękach kapitału zagranicznego, którego inwestycje w naszym kraju są z reguły związane z realizowanymi przez lata przewagami (tymi wynikającymi z dużych/tanich zasobów pracy). Pytanie czy inwestorzy zagraniczni będą chcieli się zaangażować w proces „odkrywania” naszych nowych przewag (z czym zawsze wiążą się określone koszty i ryzyka), czy też stopniowo będą ograniczać swoją obecność w naszym kraju?

W tej sytuacji zdolność gospodarki do samo-przekształcenia, dostosowania się do nowych  przewag komparatywnych może okazać się niewystarczająca, gospodarka może nie osiągnąć nowego, wyraźnego pozycjonowania na globalnym rynku z negatywnymi konsekwencjami dla równowagi płatniczej i wzrostu.

Nie ma w tym artykule miejsca na szczegółowe opisanie roli państwa w takiej sytuacji. Warto jednak podkreślić, że nie chodzi – jak utożsamiają to niektórzy – o interwencjonizm w rodzaju tego jaki pamiętamy z czasów socjalizmu, ani nawet ten zaaplikowany w Korei Południowej. Chodzi o działania które wesprą proces przekształceń struktury gospodarki głównie poprzez: i) wyeliminowanie działań prowadzących do deformacji cen na poszczególnych rynkach czynników produkcji, ii) minimalizowanie kosztów transakcyjnych w gospodarce (m.in. poprzez jej odbiurokratyzowanie), iii) odejście od kultywowania „starej” gospodarki i przełamywanie barier utrudniających proces odkrywania i implementowania nowych obszarów specjalizacji. To wszystko wymaga znacznie bardziej strategicznego niż dziś podejścia do gospodarki oraz wielu nowych rozwiązań instytucjonalnych (lub przeformułowania istniejących).

Napięcia już się pojawiają

Wydaje się, że napięcia związane z opisanymi wyżej procesami już się w naszym kraju zaczynają pojawiać. Warto chociażby zauważyć, że w ostatnich latach inwestycje firm kształtują się permanentnie poniżej generowanych przez nie oszczędności (w praktyce oznacza to, że firmy odpożyczają swoje środki innym sektorom gospodarki!). Ze względu na zjawiska kryzysowe nie jest to dziś w świecie sytuacja unikalna, ale może dziwić w kraju, który przez ostatnie lata pozostawał zieloną wyspą wzrostu gospodarczego. Nie można wykluczyć, że część firm coraz bardziej odczuwa, że działając w oparciu o „stare” przewagi zaczyna osiągać granice rozwoju, co dodatkowo może być związane z globalnymi procesami (np. rosnącą automatyzacją i robotyzacją procesów produkcyjnych opartych do tej pory na taniej pracy). Sytuacja wyglądałaby pewnie jeszcze gorzej, gdyby nie relatywnie słaby złoty, co jednak w stosunkowo krótkim czasie może się zmienić (wraz z wzrostem płac kurs realnie będzie aprecjonował nawet jeśli nominalnie pozostanie stabilny).

Ta nadwyżka oszczędności w sektorze firm wskazuje też dość jednoznacznie, że to nie brak środków jest powodem relatywnie niskiego poziomu inwestycji przedsiębiorstw. Powodem tym jest brak czy też raczej nieumiejętność rozpoznania atrakcyjnych projektów inwestycyjnych.

Ważne co zrobimy

W tej sytuacji niezwykle ważne jest to jaką ścieżką pójdziemy. Czy za wszelką cenę będziemy starali się przedłużać „żywotność” obecnego modelu zwiększając poziom subsydiowania pracy (np. poprzez tzw. programy wsparcia małych i średnich firm) i utrzymując słaby kurs. Czy też będziemy wspomagać proces przekształceń gospodarki do nowych przewag komparatywnych. W tym kontekście warto  nawiązać do najnowszego raportu prof. J. Hausnera, który stawia diagnozę (z którą ja osobiście się zgadzam), że w Polsce występuje deficyt wyobraźni strategicznej i suwerennej myśli rozwojowej i że w efekcie większość działań kolejnych rządów ma charakter reaktywny, rzadko jest odpowiedzią na ujawniające się dysfunkcje czy rozpoznane wyzwania. Wskazywałoby to, że jesteśmy niejako skazani na pójście pierwszą drogą. W tej sytuacji dobra zmiana musi być zapoczątkowana zmianą w podejściu do prowadzenia polityki gospodarczej. Zrezygnowania z tego by płynąć z prądem tych czy innych grup interesu (co dotyczy większości dotychczasowych rządów w Polsce, włącznie z obecnym) i skoncentrowania się na wyjaśnianiu (i przekonywaniu społeczeństwa) dlaczego coś warto, a czegoś nie warto robić. Niestety nic tego typu zmiany w Polsce nie zapowiada.

 

Opublikowane: Rzeczpospolita, 22.12.2015

Komentarze (0)
Gospodarka oparta na wiedzy Każdy konflikt to także szansa

Komentarze


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.
O mnie
Andrzej Halesiak
Komentator polskiej rzeczywistości. Więcej na: linkedin: https://pl.linkedin.com/in/andrzej-halesiak-0b9363 Twitter: @AndrzejHalesiak