12-03-2020
7 minut

Dlaczego czasem panikujemy?

Ten tekst zrodził się w mojej głowie w czasie porannej podróży metrem. Po zamknięciu szkół tłok znacznie mniejszy niż z w normalnych warunkach. Wzrok przyciągają zacięte twarze. 9/10 na komórek otwartych na serwisach informacyjnych z wiadomościami o koronawirusie. Kaszlnięcie jednego z pasażerów powoduje nerwowe odruchy u osób siedzących obok. Czuje się napięcie wynikające z poczucia psychicznego dyskomfortu. To klasyczne objawy narastania stresu, który – gdy pojawi się „wyzwalacz” – prowadzić może do paniki. Ta z kolei do irracjonalnych zachowań – zaczynamy kreować sytuacje, których teoretycznie chcemy uniknąć. Np. powodowani niczym nieuzasadnionym strachem, że już za chwilę zamkną sklepy biegniemy pędem do super-/hipermarketów, gdzie napotykamy nieprzebrane tłumy….doskonałe warunki do rozprzestrzeniania się wirusa.

Takich przejawów narastającego napięcia jest ostatnimi czasy wiele. Wczoraj znajoma opowiadała mi, że od kilku dni nie śpi, nie je, skacze jej ciśnienie – klasyczne objawy stresu. Boi się co będzie z jej dziećmi jeśli umrze. Lekarze powiedzieliby pewnie, że przez to, że się boi znacznie podnosi ryzyko zawału czy wylewu – paradoksalnie więc może sama doprowadzić do tego czego za wszelką cenę chce uniknąć, znów ten sam mechanizm co powyżej. Dla niej jednak nie ma to w tej chwili znaczenia – liczy się jedynie makabryczny bo bezpostaciowy wirus.

W takich sytuacjach jak teraz do ludzi przestają docierać argumenty, że choć co roku na polskich drogach ginie blisko 3000 osób, to na zdecydowanej większości z nas liczby te nie robią wrażenia. W ostatnim pełnym okresie epidemiologicznym (przełom 2018/2019) odnotowano blisko 160 tys. przypadków grypy, zmarło 108 osób. Czy rząd organizował z tego tytułu konferencje prasowe? Czy media o tym trąbiły?

Warto zadać sobie pytanie czym różni się sytuacja z koronawirusem od sytuacji z grypą czy wypadkami samochodowymi? Dlaczego informacje o tych drugich przyjmujemy generalnie z obojętnością, podczas gdy te o koronawirusie tak nas poruszają?

Pierwszy powód jest taki, że grypa i wypadki są z nami od dziesięcioleci, zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić (mózg się z nimi oswoił, nie ma w nich nic dla niego ciekawego). Koronawirus jest czymś nowym, coś co wdarło się w nasze życie, nie pozwala nam funkcjonować w utarty, nawykowy wręcz sposób, koncentruje naszą uwagę, skłania nas mózg do….myślenia (o czym za chwilę będzie więcej).

Drugi powód związany jest z rolą mediów. Dla nich taki koronawirus to kura znosząca złote jajka – gdy pojawia się coś nowego, potencjalnie niebezpiecznego czas spędzany przed telewizorem i w sieci znacząco rośnie (o tym dlaczego tak jest pisałem trochę w „Świat się nie kończy”). Tymczasem badania – np. te przeprowadzane po zamachach z 11 września – wyraźnie wskazują, że oglądając/czytając/słuchając informacji o tragediach/kryzysach/epidemiach itd. silnie utożsamiamy się z bezpośrednimi ofiarami, nawet jeśli dana sytuacja nas bezpośrednio nie dotyczy. Najważniejsze jest jednak to, że to utożsamianie przekłada się na konkretne syndromy chorobowe: depresje, zespół stresu pourazowego, czasem nawet na zawały i wylewy. I znów ten sam mechanizm – uciekając przed zagrożeniem (oglądamy TV/sieć bo – jak sobie wmawiamy – chcemy byś poinformowani, uniknąć ryzyka) paradoksalnie nań się wystawiamy!

Powyższe dwa powody prowadzą nas do kolejnego, zdecydowanie najważniejszego. Jest on związany z funkcjonowaniem naszego mózgu. Być może dla części czytelników będzie to zaskoczenie, że nie chodzi o naszą emocjonalność a o mózg, nasze myśli. Wydaje nam się, że w sytuacji kryzysu rządzą nami emocje, a mózg stara się je racjonalizować. Tak nie jest. To mózg prowadzi do powstania większości naszych emocji. Jak to się dzieje? Dla mózgu nieznany wirus stanowi świetną pożywkę do tego by tworzyć nowe, katastroficzne scenariusze i historie. Jest to coś, co uwielbia. W tym konkretnym kontekście staje się naszym wrogiem, a nie sprzymierzeńcem. Trudno pewnie niektórym w to uwierzyć – z reguły postrzegamy bowiem mózg i zachodzące nim procesy myślowe jako coś pozytywnego. Mózg to – jak nam się wydaje – nasze intelektualne zaplecze i kto jak kto ale nasz własny mózg nie może przecież grać przeciwko nam. Dlatego też wręcz cieszymy się, że generuje nam różnego rodzaju scenariusze, wierzymy że w ten sposób nam pomaga, że nas ostrzega. Nic bardziej mylnego.

Najnowsze badania nad mózgiem dobitnie pokazują, że wbrew temu co nam się wydaje jego niekontrolowane (a w taki sposób wykorzystujemy mózg przez zdecydowaną większość czasu) funkcjonowanie rzadko kiedy ma coś wspólnego z racjonalnością, z działaniem na naszą korzyść. Wynika to z faktu, że na to co w takich sytuacjach myślimy silnie oddziałuje nasza podświadomość i zapisane w niej „programy” (pisałem o tym więcej w „Skoryguj swój kurs.”). Zbudowane są one na negatywnych odczuciach i wzorcach, stąd trudno w procesie myślowym odnaleźć obiektywizm i racjonalność. Co wykreowane zostanie w mózgu pobudza z kolei nasze emocje.

To jednak nie wszystko. Nasz mózg jest na tyle perfidny, że gdy już raz stworzy sobie jakąś katastroficzną wizję, to w taki sposób filtruje docierające do nas informacje z zewnątrz, by rezonowały w nas jedynie te, które potwierdzają jego wersję. W efekcie ignorujemy wszystko to, co jest sprzeczne z tym wymyśliliśmy (a w zasadzie wymyślił nasz mózg).

Pisząc ten felieton oczywiście nie oczekuję, że uwolni on kogoś od niepokoju. W nadchodzących dniach będzie go pewnie coraz więcej – wraz z rosnącą liczbą odnotowywanych zachorowań nasze mózgi będą miały coraz więcej pożywki do kreowania apokaliptycznych wizji i scenariuszy. Nie zabraknie też „zewnętrznych dostawców” tego typu treści. Nie warto się temu nurtowi bezwiednie poddawać. Jak się przed tym bronić? Poprzez świadome wybory – np. odcięcie się od mediów (lub przynajmniej radykalne ich ograniczenie), koncentrowanie się na robieniu pozytywnych rzeczy (być może komuś starszemu i samotnemu w okolicy trzeba pomóc), dobrym spędzaniu czasu z dziećmi (ostatnią rzeczą której potrzebują to nasze przesycone strachem rozmowy o wirusie), chodzeniu „pod prąd” (jak wszyscy do sklepów to ja na spacer), itd.

Warto też obecny czas wykorzystać do….przyglądania się sobie, swoim myślom i swoim zachowaniom. Nie oceniaj, tylko się przyglądaj. Z czasem być może skłoni Cię to do zadania pytań: dlaczego myślę to co myślę?, dlaczego robię to co robię? To będzie Twój pierwszy krok do wyrwania się z niewoli mózgu, zauważania, że gdy się czegoś boisz, tak naprawdę boisz się tego co on wykreował, boisz się więc… siebie! Okaże się wówczas, że ten mechanizm determinował całe Twoje dotychczasowe życie. Wraz z tym rozpocznie się też wewnętrzne przewartościowywanie tego co ważne i nieważne. Biorąc pod uwagę ogólną kondycję świata to nieuchronny, globalny proces. Możesz być w nim liderem, warto zainwestować w to by wcześniej od innych widzieć i rozumieć więcej. 🙂

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *