03-09-2022
3 minut

Jeśli nie liberalna demokracja, to co?

Niniejszy wpis zrodził się po lekturze raportu „Democracy Report 2022”. Dwa kluczowe, zawarte w nim wykresy prezentuje poniższy slajd. Wypływający z nich przekaz jest dość jednoznaczny – należymy do grupy krajów, które na przestrzeni ostatnich lat dokonały jednego z największych odwrotów od systemu liberalno-demokratycznego. Towarzyszyła temu narastająca polaryzacja społeczna – „gra na podziały” wykorzystywana jest powszechnie jako narzędzie walki politycznej – i upowszechnianie się mowy nienawiści.


Ta sytuacja skłania do postawienia bardzo istotnego pytania: dokąd jako społeczeństwo zmierzamy? – w samym raporcie zalicza się Polskę – obok m.in. Brazylii, Węgier, Indii i Turcji – do grupy najszybciej autokratyzujących się krajów świata.

Można przyjmować różnorakie podejście do tego typu zestawień. Można negować zastosowaną w nich metodologię. Można skupiać się na tym, że dotychczasowa skala zmian niczego nie przesądza, a Polska nadal zaliczana jest – w przeciwieństwie np. do Węgier – do grupy krajów demokratycznych.

Można wreszcie uznać: w czym problem? – według niektórych autorytaryzm nie musi być niczym złym, zwłaszcza, że żyjemy w czasach wielu istotnych, rodzących niepewność i obawy zmian. W tej sytuacji, dla części społeczeństwa przyzwolenie na autorytaryzm to forma ucieczki przed koniecznością brania ODPOWIEDZIALNOŚCI za własne życiowe wybory (pisałem o tym swego czasu w „Tożsamość: słowo klucz 2020 roku”). To historia stara jak świat, dobrze opisana chociażby przez E.Fromma w jego słynnej „Ucieczce od wolności”.

To co mnie w kontekście załączonych wykresów najbardziej zastanawia dotyczy czegoś innego, tego NA ILE JESTEŚMY ŚWIADOMI ZACHODZĄCEJ WOKÓŁ NAS ZMIANY, także jej skali? Zmiany o charakterze rewolucyjnym zauważyć bardzo łatwo. Te, które zachodzą ewolucyjnie często umykają naszemu postrzeganiu, aż do czasu, gdy dobitnie i „na własnej skórze” mamy okazję przekonać się, że czegoś (bardzo) ważnego już nie ma.

Świat nie zna pojęcia „próżni”; jeśli świadomie lub nieświadomie rezygnujemy z czegoś, to zostaje to zastąpione czymś innym. Kształt tego nowego jest pochodną naszych decyzji, działań i wyborów. No chyba, że wybieramy BIERNOŚĆ, wówczas o naszym losie decydują inni. W takiej sytuacji nasza rzeczywistość z reguły nie zmienia się radykalnie, z dnia na dzień. Zmiany mają raczej pełzający charakter; tu jedna zmiana w prawie, tam jedna zniszczona instytucja, tam z kolei nacjonalizacja, ….. aż pewnego dnia okazuje się, że przekroczona została granica, za którą powrotu już w zasadzie nie ma.

 

p.s.
przy okazji niniejszego wpisu wrzuciłem także na bloga mój tekst z 2016 roku pt. „Jeśli nie (neo)liberalizm, to co?” (zachęcam do lektury :-)). Został on pierwotnie opublikowany na nieistniejącej już platformie dyskusja.biz (należała do Pulsu Biznesu). Podobnie jak powyższy tekst odnosi się on do zagadnień ustrojowych, tyle tylko, że w zakresie kwestii gospodarczych. Muszę przyznać, że patrząc z dzisiejszej perspektywy ma on niejako proroczy charakter.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *