Czas wakacji, podróży, wyjazdów, przebywania w nowych miejscach sprzyja nawiązywaniu nowych lub umacnianiu istniejących relacji. Także w moim przypadku te minione miesiące zaowocowały relacjami, takimi jednak których zupełnie się nie spodziewałem. Ale, po kolei.
Dla mnie osobiście minione miesiące to nie był łatwy czas. Wkraczałem w niego z przekonaniem, że sporo już o sobie wiem, że znam triki mojego mózgu i, że gdy zaistnieje taka potrzeba, to będę się w stanie przed nimi zrobić unik. Tymczasem ostatnie tygodnie przyniosły zalew niepokoju, czarnych myśli, a wraz z tym narastającej irytacji, pobudliwości i wynikających z tego wszystkiego napięć ze światem zewnętrznym.
Z perspektywy czasu myślę sobie, że sam się o to prosiłem. Przed wakacjami wiele uwagi poświęcałem pracy „nad odczuwaniem”, poszukiwaniem już nie w umyśle, a w ciele poukrywanych zranień z przeszłości (pisałem o tym więcej w „Dlaczego odczuwam to, co odczuwam”). W tej sytuacji nie powinienem się dziwić, że spowodowałem masowe przebudzenie się tego co siedziało w moim wnętrzu.
Na szczęście od jakiegoś już czasu mam silne przekonanie, że nic w naszym życiu nie dzieje się bez przypadku – jeśli spotyka nas coś, co uznajemy za trudne, to jest to zaproszenie do tego by skłonić nas do wysiłku, który z reguły oznacza dla nas rozwój. Gdy więc zawiodły wypracowane wcześniej techniki radzenia sobie z niechcianymi myślami, musiałem poszukać czegoś nowego.
Tym sposobem wpadły w moje ręce dwie książki: „Skuteczna terapia IFS – System Wewnętrznej Rodziny uzdrawiający relacje, pokonujący depresję, traumy i uzależnienia” oraz „Autoterapia”. Autorem pierwszej jest twórca wspomnianego w tytule podejścia do życia – IFS, Internal Family System – R.Schwartz. Drugiej natomiast J.Earley, jeden z praktyków tej metody. Od razu też zaznaczam, że użyte w tytule pierwszej książki słowo „rodzina” może być nieco mylące, chodzi o podosobowości funkcjonujące w naszej głowie (a więc naszą wewnętrzną rodzinę), a nie relacje rodzinne jako takie. Celowo też używam określenia „podejście do życia”, bo w moim przekonaniu IFS to coś znacznie więcej niż terapia, to pomysł na to jak myśleć o własnym życiu, jak myśleć o relacjach z innymi ludźmi, ba nawet o tym jak myśleć o świecie (lepiej rozumieć dlaczego wygląda on tak, jak wygląda).
Nie będę wchodził w szczegóły IFS, ale generalnie jest to koncepcja, według której trudne uczucia i działania impulsowe pochodzą z naszych części, zwanych również podosobowościami. To tak, jakby mieszkały w nas jakieś istoty, a każda z nich posiadała własne uczucia, motywacje i światopogląd. Na marginesie, w moim przekonaniu założenia, na których oparty jest IFS – który powstał kilkadziesiąt lat temu – jest zbieżny z tym, co o naszym funkcjonowaniu mówią najnowsze badania dotyczące mózgu (w tym kontekście polecam książkę J.Hawkinsa „Tysiąc mózgów w Twojej głowie. Nowa teoria inteligencji”).
IFS wyróżnia trzy typy wewnętrznych postaci. Są nimi: wygnańcy (zamrożone w czasie nasze zranienia z dzieciństwa), menedżerowie (ich zadaniem jest niedopuszczenie, do odczuwania bólu związanego z wygnańcami), strażacy (ci z kolei podejmują działanie, gdy ból się pojawi, chcą go załagodzić). Każdy z nas ma w praktyce wielu wygnańców, menedżerów i strażaków. Jedno natomiast Ja (z ang. „Self”), czyli swego rodzaju rdzeń naszej egzystencji, który charakteryzuje 8C, czyli z angielskiego: Curiosity, Compassion, Clarity, Connectedness, Creativity, Courage, Confidence, Calm.
IFS zakłada, że podosobowości – podobnie jak ludzie – wchodzą we wzajemne interakcje (wewnętrzne i zewnętrzne), a rezultatem tego są nasze emocje i nastroje, które z kolei determinują nasze zewnętrzne – wobec innych ludzi – zachowania. Np. jeśli wśród naszych podosobowości są Zawstydzone Dziecko i Wewnętrzny Krytyk, to ten układ może prowadzić nas w realnym życiu do dużej zachowawczości i równocześnie przekładał się na frustrację związaną z tym, że nasze życie jest szare. Będzie się to objawiać konkretnymi zachowaniami (np. unikaniem osób, które nie znamy), a te – wchodząc w reakcje z podosobowościami innych ludzi – będą kształtować rzeczywistość. To oczywiście bardzo, bardzo uproszczony przykład, ale obrazuje on sposób podejścia IFS.
Znając swoje podosobowości i zachodzące pomiędzy nimi relacje jestem w stanie zrozumieć powody takiego czy innego zachowania, tak więc IFS to praktyczna droga do tego, o czym pisałem w „Dlaczego myślę to, co myślę. Dlaczego robię to, co robię?”.
Następny krok obejmuje wyjście z nieświadomego funkcjonowania (gdy to podświadomości nami rządzą, a my nawet tego nie wiemy) i świadome zarządzanie relacjami pomiędzy podosobowościami. To oczywiście przekłada się na znaczące zmiany w naszym codziennym życiu, generalnie do uwolnienia zablokowanych w nas potencjałów.
Choć jestem dopiero na początku przygody z IFS, to już samo wstępne zmapowanie moich głównych podosobowości wprowadziło znacznie więcej spokoju w moje życie. Mam takie odczucie, że znacznie łatwiej jest mi się przenieść na inny poziom, poziom obserwatora tego, co się we mnie dzieje, a niekoniecznie osoby bezpośrednio zaangażowanej w te interakcje (innymi słowy bycie neutralną w swych emocjach szachownicą, a nie zaangażowanymi w potyczkę pionkami na szachownicy).
IFS podoba mi się także z kilku innych powodów:
- potwierdza że każda zmiana jaka zachodzi w świecie (a o potrzebie takich zmian pisałem wielokrotnie) musi mieć swój początek w nas samych, w zmianie wewnętrznej dynamiki w każdym i każdej z nas,
- IFS może mieć charakter transformujący – nie tylko pomaga lepiej znosić życiowe ciężary (o czym pisałem w „Czy psychoterapia uleczy świat?”), ale może prowadzić do diametralnej zmiany życia, począwszy od celów jakie sobie stawiasz, poprzez muzykę jaką słuchasz, a na gronie ludzi, z którymi chcesz przebywać skończywszy,
- IFS uświadamia rolę relacji – nawet jeśli nie ma nikogo wokół nas (a może zwłaszcza wówczas), to nie oznacza to, że relacje przestają odgrywać rolę. To właśnie z tych powodów książki o IFS warto zabrać nawet na bezludną wyspę, bo także tam trzeba umieć zadbać o swą wewnętrzną rodzinę.
I już na koniec, IFS bardzo dobrze wpisuje się w to co lata temu stwierdził jeden z twórców psychologii głębi, C.G. Jung, „Kto patrzy na zewnątrz, śni, kto patrzy do wnętrza, budzi się”.* Nasz świat bardzo potrzebuje dziś masowego przebudzenia.
* na cytat ten natrafiłem w książce M.Pasterskiego: „Insight. Droga do mentalnej dojrzałości”. To doskonale uporządkowana, inspirująca wiedza o tym „jak działamy” i na temat samorozwoju.
Dodaj komentarz