23-10-2021
7 minut

Najważniejsza transformacja: transformacja sposobu myślenia

Tydzień temu miałem przyjemność uczestniczyć w XVI już Kongresie Obywatelskim, tym razem także jako panelista w debacie „Jak sprostać wyzwaniom ekologiczno-klimatycznym i uniknąć regresu gospodarczego?” (można ją obejrzeć tutaj). W niniejszym wpisie chciałbym rozwinąć jeden z poruszanych przeze mnie w debacie wątków, a mianowicie konieczność zmiany sposobu myślenia – najpierw liderów odpowiedzialnych za zmianę, a docelowo większości społeczeństwa – jako warunku wstępnego powodzenia zielonej, a w zasadzie jakiejkolwiek transformacji.

Można postawić tezę, że u źródła każdej przełomowej zmiany leży odkrycie, że to w co do tej pory wierzyliśmy – i co determinowało nasze postawy, działania – nie jest prawdą. Z reguły odkrycie to obejmuje na początku stosunkową wąską grupę ludzi. Z czasem jednak znajduje coraz większą rzeszę zwolenników. To jak szybko nowy pogląd rozprzestrzenia się w lokalnym (globalnym) społeczeństwie zależy od bardzo wielu czynników, w tym m.in. tego na ile dana kwestia jest istotna dla życia, na ile istnieje możliwość jej praktycznego wykorzystania, od chęci/zdolności zwolenników „nowego” do przekonywania innych, a równocześnie od siły, interesów i zdolności propagandowych obrońców „starego”. Tak było z każdą znaczącą zmianą, bez względu na to czy odnosiła się ona do kopernikańskiego przewrotu, innych rewolucji naukowych, czy też zmian przemysłowych i kulturowych.

Nie inaczej jest także w przypadku zielonej transformacji. Kilkadziesiąt lat temu jedynie niewielka grupa ludzi dostrzegała zagrożenia wynikające z rozpowszechnionego w świecie modelu rozwoju społeczno-gospodarczego zaniedbującego kwestie środowiskowe. Dostrzegała, że model ten prowadzi do istotnej nierównowagi; jest tak skonstruowany, że kładąc nacisk na wzrost dochodów (PKB) w krótkim okresie czyni to kosztem zdolności absorpcyjnych i regeneracyjnych naszej planety. Innymi słowy, że im szybciej świat się rozwija, w tym większym stopniu „przejada własną przyszłość”. Powodem że tak się dzieje jest prymat procesów (także celów) ekonomicznych nad procesami biologicznymi. Za tym wszystkim stoi z kolei dominacja materialistycznego podejścia do świata, wyrażająca się w przekonaniu, że „na wyrost nie ma się co martwić”, bo jeśli będą pieniądze (bogactwo), to każdy problem da się rozwiązać. Dziś już wiemy, że nie każdy, że pewnych rzeczy przywrócić się nie da.

Na przestrzeni lat grupa tych, którzy nierównowagę pomiędzy ekonomicznymi a biologicznymi aspektami funkcjonowania świata zaczęli dostrzegać stopniowo rosła. Wraz z tym pojawiło się też pojęcie polityki klimatycznej oraz działania, które mają na celu lepsze zbilansowanie działań w sferze ekonomicznej oraz środowiskowej, tak by choć ograniczyć skutki zmian klimatu. Dziś można już powiedzieć, że zagadnienia klimatyczno- środowiskowe weszły na dobre do tak zwanego „głównego nurtu”. Niestety, ciągle jednak zbyt mało z tego wynika, a efekty dotychczasowych wysiłków nie są satysfakcjonujące. Dlaczego? Głównym powodem jest to, że podejmowane działania w dużej mierze pozostają niespójne, wewnętrznie sprzeczne, co z kolei wynika z faktu, że w wielu obszarach wciąż jeszcze nie dokonała się kluczowa transformacja, a mianowicie transformacja sposobów myślenia. W efekcie dzisiejsza polityka społeczno-gospodarcza ma często charakter schizofreniczny; chce równocześnie zachować stare i wprowadzić nowe. Problem ten dotyczy wszystkich obszarów: funkcjonowania społeczeństwa, firm, rządów, itd. Nie ma się co temu dziwić skoro transformacja sposobu myślenia wciąż jeszcze nie zaszła na najbardziej podstawowym poziomie, w efekcie wciąż aktualnych pozostaje wiele narracji, na których później opiera się polityka gospodarcza i wynikające z niej dostosowania firm i gospodarstw (i kształtowana przez nie rzeczywistość). Dobrze to widać w przypadku ekonomii; niespójne z nowym, narracje mają się tam nadal bardzo dobrze. Oto kilka przykładów:

  • zdecydowana większość modeli makroekonomicznych wspierających decyzje w ramach polityki społeczno-gospodarczej wciąż nie bierze pod uwagę kwestii wyczerpywalności zasobów czy konsekwencji klimatycznych wzrostu w ramach obecnego modelu rozwojowego,
  • te same modele makroekonomiczne wciąż w większości przypadków bazują na założeniu, że celem gospodarstw domowych jest maksymalizacja konsumpcji (z tym utożsamiane jest z reguły magiczne pojęcie użyteczności), co przekłada się na polityki ukierunkowane na „tu i teraz” i zupełnie pomijające aspekt międzypokoleniowy (odpowiedniego udziału inwestycji, po to by dobrą przyszłość zapewnioną miały także przyszłe pokolenia), nie wspominając już o tym, że przecież potrzeby człowieka wychodzą znacznie poza konsumpcję dóbr materialnych,
  • na poziomie mikro, w zdecydowanej większości krajów wciąż – pomimo pozytywnych zmian w ostatnich latach – nie uwzględnia się w sposób dostateczny tak zwanych zewnętrznych kosztów działalności biznesowej (i nie tylko) przejawiających się w negatywnym oddziaływaniu na środowisko oraz w późniejszych następstwach tych oddziaływań (np. śmiertelności związanej z chorobami układu oddechowego będącej pochodną zanieczyszczenia powietrza),
  • w polityce handlowej nie uwzględnia się tak zwanego dumpingu środowiskowego polegającego na zaniżaniu kosztów produkcji (a tym samym podwyższaniu konkurencyjności) poprzez nie uwzględnianie kosztów wykorzystania/zanieczyszczania środowiska. Prowadzi to do znacznego ograniczenia skuteczności polityki ekologicznej nie tylko z perspektywy pojedynczych krajów, ale przede wszystkim z perspektywy globalnej,
  • kreacja pieniądza wciąż niemalże w całości oparta jest na pieniądzu dłużnym – podaż pieniądza rośnie, gdy ktoś się zadłuża – czyniąc niejako pogoń za wzrostem PKB koniecznym, by cały mechanizm ekonomiczno-finansowy świata nie zawalił się.

Na to wszystko w wielu krajach nakłada się reaktywne (działamy, gdy już się coś stało), a nie antycypacyjne (działamy w oparciu o to co może się wydarzyć) prowadzenie polityki społeczno-gospodarczej, co jest konsekwencją podporządkowania jej krótkiemu horyzontowi, z reguły odnoszącemu się do najbliższych wyborów.

Reasumując, jednym z powodów opieszałego tempa zielonej transformacji w wielu krajach jest fakt przywiązywania zbyt małej uwagi do kwestii „dominującego sposobu myślenia”. Chce się dokonać transformacji dodając nowe wątki do tego co jest, nie zauważając przy tym, że tak się nie da. Nie da się bo w wielu przypadkach istnieje fundamentalna sprzeczność pomiędzy tym co jest, a tym czego potrzebujemy. Sprzeczność, której nie da się pogodzić – u fundamentów transformacji nowe musi wyprzeć stare, a nie z nim współistnieć. Transformacja ruszy gdy będą za nią stać wiarygodni, spójni w swoim sposobie myślenia i przekazie liderzy (więcej o ich roli pisałem w „Przywództwo dla rozwoju…”), kształtujący zupełnie nowe narracje. Wymagają one holistycznego patrzenia na świat i zachodzące w nim procesy. Dlatego też muszą je stworzyć nie – jak było to często dotychczas – ekonomiści, ale interdyscyplinarne zespoły obejmujące także psychologów, socjologów, biologów, fizyków itd. A i sama ekonomia musi wreszcie dokonać niezbędnych korekt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *