W niniejszym tekście chciałbym rozwinąć wątek, który przewijał się już w kilku ostatnich wpisach. Jest on według mnie na tyle jednak ważny, że zasługuje na szersze i całościowe potraktowanie. Odnosi do tego, co moim zdaniem stanowi największe wyzwanie współczesnego świata.
Dzisiejszemu światu problemów nie brakuje i każdy może stworzyć swój własny ranking tych „topowych” w zależności od perspektywy jaką przyjmuje. Dla niektórych największym problemem będzie obecna pandemia, dla innych zmiany klimatyczne, dla jeszcze innych głód i niesprawiedliwość, itd. Ja chciałbym jednak zaproponować nieco inne spojrzenie, przyjmujące najprostszą, „ludzką” perspektywę. Patrząc przez jej pryzmat podstawowym wyzwaniem jest moim zdaniem rozjazd pomiędzy tęsknotą człowieka za stałością, a rzeczywistością, którą cechuje nieustanna zmienność.
Świat przyspieszył
Oczywiście nie zmienność jako taka stanowi problem. Świat zawsze się zmieniał i ludzie na przestrzeni wieków nauczyli się z tym żyć. Wyzwanie stanowi tempo tych zmian. Z punktu widzenia historycznego jest ono dramatycznie duże, a co więcej dotyczy wszystkich aspektów ludzkiego życia. Coś co kiedyś zmieniało się na przestrzeni dziesięcioleci, dziś zmienia się w ciągu lat. Coś, co latami, dziś w ciągu miesięcy. Co miesiącami w ciągu tygodni, itd. To przyspieszenie widać we wszystkich sferach funkcjonowania człowieka. O ile kilkadziesiąt lat temu w zasadzie wybierało się pracę na całe życie, dziś góra na kilka lat. Kiedyś był to etat w jednej firmie, dziś coraz częściej ten czy inny freelance i różnego rodzaju zleceniodawcy. To samo dotyczy wiedzy i kompetencji. Kiedyś kończyło się określone studia czy zdobywało określony zawód i wystarczało to do emerytury. Dziś kluczem do przetrwania na rynku pracy staje się nieustanna nauka, a coraz częściej także zmiana profilu zawodowego. W najbliższych miesiącach czeka nas w tym względzie silna fala związana ze skutkami koronawirusa; już widać że część branż (restauracyjna, rozrywkowa, turystyczna, itp.) przez dłuższy czas nie odrodzi się do poziomów z 2019 r. W efekcie w skali świata dziesiątki milionów (a być może nawet setki) ludzi będzie musiało szukać zatrudnienia w innych branżach. Do tego dochodzi fakt, że wirus przyśpieszy automatyzację i robotyzację wielu procesów (o powodach pisałem niedawno w „Pandemia, roboty i nowy system społeczno-gospodarczy”), wzmacniając tym samym w ludziach przekonanie, że docelowo i tak w większości przypadków zostaniemy zastąpieni przez algorytmy i roboty (co w takiej sytuacji z naszymi dochodami?).
Zmiany obejmują oczywiście także biznes. Branże i ich liderzy pojawiają się, by stosunkowo szybko zniknąć z firmamentu wraz z pojawieniem się bardziej wydajnego modelu biznesowego, a wraz z tym nowych (chwilowo) zwycięzców. Wiele z tych biznesowych zmian jest pochodną postępu technologicznego. Ten ostatni nie ma dziś tak przełomowego charakteru jak energia parowa, elektryczna czy komputer, ale ma za to inną specyficzną cechę – drapieżność, nie tworzy z reguły nowych rynków, tylko przedefiniowuje już istniejące, stąd destruktywny charakter dla tradycyjnych firm i tradycyjnych miejsc pracy. Przy czym „tradycyjny” oznacza coraz częściej nie stuletni, a 10 czy 15 letni.
Znacznie większą zmienność widać także w sferze społecznej, w relacjach międzyludzkich. Dzięki mediom społecznościowym mamy dziś znacznie więcej „znajomych” niż w przeszłości, równocześnie silnie odbija się to kosztem głębokości relacji.
Skąd w nas potrzeba stałości?
Cała ta dynamika zmian zderza się dziś z (odwiecznym) dążeniem ludzi do stałości. Stałość otoczenia wzmacnia w nas poczucie kontroli nad własnym życiem. I nawet jeśli ta (stała) rzeczywistość wokół nas jest taka sobie, to łatwo możemy sobie wmówić, że właśnie takiej jej chcemy, że to nasz wybór, że jest ona jak „miś na miarę naszych możliwości” (posiłkując się cytatem ze S.Barei).
Warto w tym miejscu zauważyć, że przy takim podejściu do życia drugorzędne znaczenie ma fakt, że szybko zmieniający się świat stwarza równocześnie olbrzymie, unikalne wręcz możliwości. Masz dobry pomysł? Świat jak nigdy w przeszłości jest chętny by pomóc ci go skomercjalizować i uczynić cię milionerem (a nawet miliarderem). Chcesz poznawać świat, inne kultury itd. Generalnie nie ma problemu (choć przejściowo utrudnia to pandemia), i wcale nie trzeba do tego aż tak dużo pieniędzy. Potrzeba głównie odwagi. Takich możliwości jest znacznie więcej. Problem polega jednak na tym, że dla zdecydowanej większości współczesny świat – nawet jeśli pełen szans i okazji – kojarzy się głównie z ryzykiem i zagrożeniami. W tej sytuacji zwiedzanie świata i owszem, ale najlepiej z lokalnym biurem podróży i mówiącymi w tym samym języku animatorami. Miliony na koncie? Dlaczego nie, ale najlepiej gdyby wygrać je kupując kupon Lotto w osiedlowym kiosku. I tak dalej.
Co więcej, świat (ten kreowany przez media) koncentruje się na gloryfikowaniu sukcesu. Odnoszenie porażek jest w takim świecie niemile widziane, „źle się sprzedaje”, no może za wyjątkiem jakiejś spektakularnej katastrofy. W efekcie, jeśli poniosłeś porażkę, to najlepiej zachowaj to dla siebie, zakop w swoim wnętrzu. Dla bardzo wielu ludzi taka sytuacja, to źródło dyskomfortu. Nieustannie trzeba udawać, że wszystko jest w porządku, że w pełni kontrolujemy sytuację, że właśnie jesteśmy na ostatniej prostej do czegoś wielkiego. W efekcie wybieramy życie w nieustannym kłamstwie (okłamujemy głównie samych siebie, co doskonale opisał J.Frederickson w książce „Kłamstwa którymi żyjemy) i w oderwaniu od rzeczywistości. Teraźniejszość nam nie odpowiada więc albo koncentrujemy się na wspominaniu „dobrych chwil” z przeszłości, albo kreowaniu świetlanych wizji przyszłości. Równocześnie prawdziwe życie przecieka nam przez palce.
Patrząc szerzej, z perspektywy globalnego społeczeństwa, chcielibyśmy spowolnić czas także z innego powodu. Narastającego przekonania, że nieuchronnie zbliżamy się do punktu, gdy utracimy kontrolę nad światem. Takie wizje dotyczą z reguły dwóch nurtów. Pierwszy odnosi się do świata rządzonego przez znacznie inteligentniejsze od nas i pozbawione emocji komputery i algorytmy. Drugi do świata zniszczonego w efekcie różnorakich katastrof klimatyczno-ekologicznych. Literatura poświęcona tym nurtom na dobre przestała być już traktowania jedynie jako science-fiction.
Świat bez przyszłości
Zatracający swoją pewność funkcjonowania w świecie człowiek rodzi istotne konsekwencje – skraca się jego horyzont myślenia i działania. Coraz częściej skoncentrowany jest na tym, by „wyrwać” dla siebie ile się tylko da dziś, za tydzień czy za miesiąc. Coraz rzadziej myśli o budowaniu wartości w średnim i długim okresie. Nie ma się zresztą co temu dziwić. Weźmy chociażby prosty przykład emerytur; ze strony rządu, różnego rodzaju doradców czy mediów słychać nieustanne nawoływania, by zabezpieczyć swoją przyszłość. Równocześnie na przestrzeni zaledwie kilku lat system emerytalny w naszym kraju zmieniony został dwukrotnie, nie mówiąc już o zerowych stopach procentowych (kto by o tym pomyślał jeszcze rok czy dwa lata temu) i olbrzymiej zmienności rynków kapitałowych. Jak w takiej sytuacji „przeciętny” człowiek ma mieć skłonność by odkładać pieniądze, które mają się przydać za 20 czy 30 lat? Może to robić tylko ktoś, komu i tak zbywa i w zasadzie nie musi martwić się o emeryturę.
Skracając swój horyzont myślenia i działania, zamiast budować podwaliny pod sukcesy przyszłych pokoleń coraz częściej zachowujemy się jak pierwotne plemiona, myślące jedynie o tym by wieczorem mieć czym napełnić swój brzuch. W takim świecie w szybkim tempie rośnie rzesza tych, którzy nie mają nic do stracenia. Stąd już prosta droga, by w określonych sytuacjach racjonalizm zastępowały emocje i popędy, by (być może nawet „niechcący”) urzeczywistnić świat, który nie będzie miał już przyszłości.
Czy można, a jeśli tak to jak wybrnąć z tego paradoksu szybko zmieniającego się świata i równoczesnej tęsknoty za stałością? O tym już niedługo w cz.2