09-04-2022
6 minut

Społeczna gospodarka rynkowa, czyli jaka?

Niedawno miałem okazję uczestniczyć, w znamienitym gronie prof. J.Tyrowicz, I.Morawskiego oraz M.Tatały, w panelu „Społeczna gospodarka rynkowa po pandemii”, zorganizowanym w ramach obchodów 25-lecia Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Artykuł 20 tejże, mówi, że: „Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej”. Żyjemy więc – przynajmniej w teorii – w ramach społecznej gospodarki rynkowej. Ciekaw jestem ilu z czytelników ma tego świadomość :-). Kluczowe jednak pytanie dotyczy tego, jak to w praktyce z nią jest. Poniżej kilka moich przemyśleń na ten temat.

Społeczna gospodarka rynkowa, czyli jaka?

Pojęcie społecznej gospodarki rynkowej utożsamiane jest z formą gospodarki, która rozwinęła się w Niemczech Zachodnich po II wojnie światowej. Dość powszechnie – i moim zdaniem niesłusznie – identyfikuje się ją jako połączenie gospodarki rynkowej i dużego zabezpieczenia socjalnego, stąd gospodarka „społeczna” utożsamiana jest z „socjalną”, taką w której dużą rolę odgrywa redystrybucja dochodów.

Tymczasem solidaryzm społeczny był w oryginalnym rozumieniu zdefiniowany znacznie szerzej. Zasadniczą cechą tego systemu było przywiązanie dużej wagi do godności człowieka, a gospodarka miała stanowić element składowy szerszego ładu społecznego. Jej podstawowym zadaniem jest realizacja, za pośrednictwem wykorzystania w tym celu mechanizmu rynkowego, materialnego dobrobytu i społecznej równowagi. Jednocześnie ten społeczny ład powinien umożliwiać jednostkom ludzkim życie w wolności i odpowiedzialności, z czym silnie związana jest rola pracy (możliwość jej podjęcia, tego by zapewniała godne warunki życia, pozwalała na szersze „realizowanie się” w życiu).

Dlatego też w praktyce kluczowym elementem społecznej gospodarki rynkowej był w Niemczech specyficzny mechanizm rozwojowy, który miał zapewniać z jednej strony międzynarodową konkurencyjność gospodarki, a z drugiej sprawiać, że beneficjentami procesów rozwojowych były szerokie rzesze społeczne. W szczegółach opisałem go kilka lat temu w: „Daleko nam do niemieckiego modelu gospodarki” (zachęcam do wejścia w link i przeczytania).

W powyższym akapicie pojawiła się jeszcze jedna ważna kwestia, której nie ma w naszym zapisie konstytucyjnym. Chodzi mianowicie o międzynarodową konkurencyjność; co z tego bowiem, że będziemy mieli gospodarkę rynkową i społeczną, jeśli nie będzie ona konkurencyjna? Brak konkurencyjności szybko zagrozi nie tylko dobrobytowi, ale może wręcz stanowić zagrożenie dla suwerenności. Z tych też względów w praktyce chodzi o to, by posiadać długofalowe ramy zapewniające utrzymywanie równowagi w trójkącie: konkurencyjna, rynkowa i społeczna (diagram 1). W ramach tych ram prowadzona jest bieżąca polityka. Co ważne, te długofalowe ramy stanowią przedmiot szerokiego konsensusu politycznego, dlatego też nie ulegają zbyt częstym zmianom, chyba że wszystkie główne siły polityczne uznają to za konieczne.

Czas teraz na rozwinięcie idei społecznego elementu powyższej definicji. Na powyższym diagramie reprezentuje go prawa strona: trójkąt odzwierciedlający równowagę głównych uczestników procesów społeczno-gospodarczych, a mianowicie obywateli, biznesu i państwa. Równowagę w ramach tego trójkąta zapewniają dwie zasady:

  • WOLNOŚĆ wyrażająca się ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ za własne wybory; w praktyce oznacza to, że obywatele nie powinni być zależni od korporacji czy państwa (nie powinni np. żyć w strachu przed utratą pracy), nie mogą być przedmiotem nacisków i szantażu z ich strony. Tak samo z biznesem – powodzenie tego czy innego przedsięwzięcia nie powinno być pochodną określonych koneksji politycznych (klientelizm), a zdolności konkurowania w ramach równych reguł gry. Wreszcie państwo (władza ustawodawcza, wykonawcza, sądownicza) nie mogą być zależni od biznesu ani od żadnej siły społecznej,
  • WSPÓŁODPOWIEDZIALNOŚĆ wszystkich za wszystkich; w praktyce oznacza to, że obywatele czują się odpowiedzialni za państwo, np. w różny sposób wywierają presję na jego modernizację. Podobnie zresztą jak biznes, któremu także powinno zależeć na tym, by sfera publiczna działała sprawnie i strategicznie, a nie nieudolnie i reaktywnie. Współodpowiedzialność biznesu za obywateli wyrażać może się np. w inwestycjach w kapitał ludzki, tak by pracownicy nie bali się utraty pracy, posiadali kompetencje, które – jeśli zajdzie taka potrzeba – pozwolą im szybko znaleźć nową. Poczucie współodpowiedzialności za państwo powinno wyrażać się np. uczciwym ponoszeniem ciężarów fiskalnych. Oczywiście elementem współodpowiedzialności są także rozwiązania związane z opieką społeczną czy pomocą socjalną.

Społeczna, konkurencyjna i rynkowa gospodarka w Polsce

Jeśli spróbować przyłożyć powyższy opis do tego co działo się w ostatnich 20 latach w Polsce, to wydaje mi się, że można wyróżnić dwa okresy, do 2015 i po 2015 roku (diagram 2). W pierwszym polityka społeczno-gospodarcza skoncentrowana była na dwóch wierzchołkach trójkąta: rynkowa i konkurencyjna. Równocześnie następowało wypieranie się odpowiedzialności za innych przez wszystkich uczestników życia społeczno-gospodarczego.

 

Od 2016 roku presja na konkurencyjność i rynkowość osłabła, za to istotnym elementem stała się polityka socjalna (głównie poprzez transfery). Nastąpiło więc wzmocnienie jednego z elementów społecznej odpowiedzialności, ale równocześnie inne działania szły w przeciwnym kierunku (w szczególności nieustanna gra na podziały – „swoi” i „obcy” – i społeczną polaryzację). Towarzyszy temu prężenie muskułów przez państwo, które udaje, że wszystko może, że może „zadbać o wszystkich i wszystko” (diagram 3). Równocześnie jednak wskaźniki różnorakich międzynarodowych porównań wskazują, że to państwo jest coraz słabsze i mniej efektywne (pisałem o tym w „Gdy przewidywanie zawodzi kluczem do sukcesu jest adaptacja”).

Mechanizmy, w oparciu o które państwo funkcjonuje prowadzą do narastania różnego rodzaju patologii; narasta populizm, nepotyzm i klientelizm. Coraz silniej unaocznia się trybalizm. Równocześnie fakt, że szerokie rzesze obywateli są coraz bardziej zależne od hojności państwa sprawia, że są podatni na finansowy szantaż, jedno z kluczowych zagrożeń procesów demokratycznych. Wszystkie te oznaki narastającego wewnętrznego konfliktu, szczególnie że występują w warunkach narastających zagrożeń zewnętrznych, są charakterystyczne dla kraju schyłkowego, a nie takiego, który jest na długofalowej ścieżce ekspansji (pisałem o tym obszernie w „Przyszłość Polski – kontynuacja złotego wieku czy schyłek?”).

Wbrew tym ogólnym, niekorzystnym tendencjom w ostatnim czasie pojawiło się jednak światełko w tunelu: pandemia i wojna w Ukrainie zaowocowały – w warunkach słabości instytucji państwowych – uruchomieniem mechanizmów samoorganizacji się obywateli i biznesu („branie spraw we własne ręce”). Oznacza to gwałtowny wzrost kapitału społecznego, i jeśli dobrze go zagospodarujemy może stanowić początek głębokich zmian, zmian na lepsze. Otwiera się szansa na zupełnie NOWE ROZDANIE, ale o tym w jednym z kolejnych tekstów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *