W cz.1 starałem się przedstawić ogólny mechanizm funkcjonowania ludzi w formie społeczeństw, w przeszłości w formie plemion, dziś głównie narodów. W dużym uproszczeniu można go ująć w formie cyklu, w ramach którego zestaw podstawowych potrzeb (w tym przetrwania) w połączeniu z tym co wiadome (wiedza i uosabiająca ją w praktyce technologia) i niewiadome (substytuowane w formie narracji/opowieści) o świecie prowadzi do wykształcenia się określonych struktur społecznych (klasy społeczne) i rozwiązań instytucjonalnych (formalnych i nieformalnych). Te struktury i instytucje mają za zadanie „stabilizować świat”, zwiększać jego przewidywalność, a tym samym poczucie komfortu. Nie są one jednak stałe, ale wymagają nieustannych dostosowań. I tym razem o tym, dlaczego się tak dzieje.
Gdy globalny system zaczyna szwankować
W określonych sytuacjach dochodzi do zaburzenia równowagi, co z reguły określamy mianem kryzysów lub „czasem turbulencji”. Kryzysy są zjawiskiem powszechnym – nie ma w zasadzie takiego okresu, by któraś społeczność (obecnie jest to utożsamiane z państwem narodowym) na świecie nie znajdowała się w kryzysie. Są jednak takie szczególne okresy, kiedy kryzysy zaczynają mieć charakter i zasięg powszechny, odnoszący się do całości lub znacznej części świata. Takim okresem był np. początek XX wieku. Także obecny czas można za takowy uznać. Takie globalne kryzysy pojawiają się wówczas gdy zaburzenie równowagi następuje na taką skalę, że dotyka w zasadzie wszystkie kraje świata, choć z reguły nie wszystkie w takiej samej mierze. Źródła tego typu globalnych kryzysów mogą być różne, np.:
- zagrożenia egzystencjalne o charakterze naturalnym (epidemie, naturalne zmiany klimatyczne, klęski nieurodzaju),
- zmiany układu sił, wyłanianie się jednych i upadek innych globalnych mocarstw czemu z reguły towarzyszą obejmujące znaczące części świata konflikty i wojny,
- sytuacje, gdy podstawowe rozwiązania i mechanizmy, na których opiera się funkcjonowanie danej cywilizacji – w szczególności stosowane rozwiązania instytucjonalne – przestają działać, a tym samym gdy nasza zdolność kontrolowania procesów społeczno-gospodarczych i biologicznych jest nieadekwatna względem złożoności systemów jakie stworzyliśmy (narzędzia, którymi się posługujemy są niewystarczające) – pisałem o tym więcej w: „Co zrobić, by historia nie zatoczyła koła?”.
Co ciekawe przyszło nam żyć w czasach, w których w zasadzie wszystkie z powyższych elementów występują. Po pierwsze, jesteśmy w trakcie pandemii, a wojna w Ukrainie prowadzi do znacznych zaburzeń na rynku żywności, które mogą prowadzić do pojawienia się na znacznie większą skalę niż w ostatnich latach zjawiska głodu.
Po drugie, jesteśmy świadkami narastającej konfrontacji pomiędzy USA a Chinami o kształt globalnego układu sił (pisałem o tym więcej w „Przyszłość Polski – kontynuacja złotego wieku czy schyłek”). W tym kontekście ja osobiście postrzegam działania Rosji, jak coś na kształt średniowiecznych rycerzy-harcowników, które poprzedzały główne starcie. Nie wiemy jaką formę przyjmie ostatecznie konfrontacja USA-Chiny, ani jak się rozegra w czasie, ale z pewnością będzie mieć silny wpływ na losy świata.
Po trzecie, jako globalne społeczeństwo dochodzimy do ściany w co najmniej kilku wymiarach. Opisałem to swego czasu w „Krańce wyobraźni. Kraniec cywilizacji?”, ale w tym miejscu przywołam trzy kluczowe kwestie:
1. Zdolność biosfery wspierania naszego konsumpcyjnego stylu życia – w tym aspekcie niech wymowne będą zamieszczone poniżej dwa obrazy zaczerpnięte z książki M.Popkiewicza „Rewolucja energetyczna. Ale po co?” (gorąco polecam!). W dosadny sposób pokazują one co w praktyce oznacza forsowany powszechnie w świecie wzrost wykładniczy i jak to się przekłada na potrzeby w odniesieniu do zasobów. Lewa strona pokazuje hodowlę bakterii na szalce z pożywką. Jeśli o godz. 11 na szalce znajdzie się 1 bakteria, która reprodukuje się przez podział co 1 minutę, to o godzinie 11:01 będą dwie bakterie, o 11:02 cztery itd. Jeśli przyjąć, że o 12:00 szalka będzie pełna, to połowa szalki będzie zajęta o godzinie…11:59. Jedynie minutę wcześniej przed wykorzystaniem pełni zasobów szalka będzie miała jeszcze połowę przestrzeni niewykorzystanej. Jeszcze za 5 dwunasta 97% przestrzeni jest wolne! Nic na pozór nie wskazuje, że za chwilę skończy się przestrzeń i pożywka do rozwoju. Jeśli przełożyć to na procesy gospodarcze, to zajmowania coraz większej przestrzeni szalki ilustruje wystramianie się krzywych, które znajdują się po prawej stronie slajdu. Jeśli globalny wolumen produkcji (PKB) wynosi 100 jednostek, to jego podwojenie oznacza przyrost o kolejne 100, ale już kolejne podwojenie o 200, kolejne o 400, itd. Każde podwojenie PKB, to z kolei olbrzymi wzrost zapotrzebowania na zasoby, choć na szczęście nie w skali 1:1 (rozwojowi towarzyszy poprawa efektywności wykorzystania zasobów). Nawet jeśli jednak wziąć pod uwagę efekty efektywnościowe, to i tak znajdujemy się dziś jako świat blisko godziny 12-tej, z tym że w przypadku PKB odpowiednik 1 minuty to ok. 20 lat (w takim czasie globalny PKB się podwaja). Naprawdę nie zostało już dużo czasu na podjęcie radykalnych działań dostosowawczych.
2. Zdolności funkcjonowania w oparciu o system ekonomiczno-finansowy, w którym pieniądz jest głównie kreowany w procesie dłużnym – w obecnym systemie ponad 90% nowego pieniądza powstaje wówczas, gdy ktoś się zadłuża (w procesie kredytowym tworzony jest zarówno kredyt, jak i depozyt – pieniądz). Tego typu system sprawdza się tak długo, jak pożyczone środki przekładają się na wzrost przyszłych strumieni dochodów, gdyż pozwala to na bezproblemową obsługę długu bez spadku bieżących wydatków. Z kolei, kiedy coraz większa część kreacji pieniądza służy działalności spekulacyjnej lub jedynie redystrybucyjnej (zero-sum-game), to nieuchronnie prowadzi to do sytuacji, w której dług staje się problemem. Innymi słowy nie powinno dziwić, że niemalże rok w rok możemy usłyszeć o tym, że świat osiągnął nowy rekord zadłużenia (w relacji do PKB). Dodatkowym problemem jest coraz bardziej nieprzejrzysta struktura tego, kto dziś tak naprawdę kreuje pieniądz, szczególnie ten dolarowy (zainteresowanym tematem polecam książkę „Central Banking 101”, J.Wanga)
3. Zdolności pogodzenia globalizacji społeczeństwa i gospodarki z narodowymi rozwiązaniami w zakresie zarządzania. Z punktu widzenia rozwiązań instytucjonalnych globalizacja puszczona została w dużej mierze na żywioł („nich postępuje, zobaczymy co z tego wyjdzie”). Taka sytuacja zrodziła wiele tak zwanych efektów ubocznych. Jednym z najważniejszych jest powstanie olbrzymich w skali, działających globalnie koncernów. Wiele z nich uzyskuje dziś dochody nie tylko większe od tych uzyskiwanych przez rządy poszczególnych krajów, ale większe od PKB większości państw. Znajdująca się na czele rankingu Forbes firma Walmart uzyskała w 2021 roku przychody w wysokości 573 miliardów dolarów; to wartość wyższa od PKB większości krajów świata (wg. danych IMF na 196 krajów tylko 25 miało w 2021 roku PKB wyższy od tej wielkości). Te globalne korporacje często obchodzą ograniczenia stworzone na poziomie narodowym, wykorzystując do tego wszelkie dostępne środki (np. raje podatkowe, presję na rządy itd.). W konsekwencji prowadzi to do silnej koncentracji dochodów w rękach bardzo wąskiej grupy ludzi. Co więcej, w świecie w którym żyjemy posiadanie pieniędzy oznacza z reguły władzę, a tym samym dążenie do utrzymania systemów, w ramach którego odnoszą oni korzyści.
Wizję „świata-maszyny” trzeba odstawić do lamusa
Dodatkowe wyzwanie w obecnej sytuacji stanowi fakt, że nasz aparat poznawczy okazuje się niewystarczający. Dzieje się tak, ponieważ w stosowanym przez nas postrzeganiu rzeczywistości (świata) dominuje ukształtowany jakieś 200-300 lat temu model „świata-maszyny”. W efekcie:
- przyjmujemy, że świat składa się z określonych części, które spełniają w nim określone role, a charakteryzuje je to, że są na swój sposób statyczne (każda cześć zachowuje się zgodnie z tym, do czego została przewidziana i w ramach znanego zakresu dopuszczalnych opcji),
- zakładamy, że zrozumienie świata można uzyskać poprzez zrozumienie funkcjonowania części (redukcjonizm). Z kolei rozumiejąc części, jesteśmy w stanie odtworzyć mechanizm przyczynowo-skutkowy, a tym samym kontrolować maszynę i osiągać pożądane wyniki.
Konsekwencją takiego podejścia jest między innymi fragmentacja wiedzy – stworzyliśmy oddzielne nauki opisujące określone wymiary rzeczywistości (fizyka, chemia, biologia, ekonomia, socjologia, itd.), a w ich ramach coraz bardziej wąskie specjalizacje. Wierzymy, że jeśli zapewnimy by wszystkie części maszyny były sprawne, to i cały mechanizm będzie dobrze działał.
Wydaje się, że powyższy sposób postrzegania świata mógł w warunkach stosunkowo prostych interakcji społecznych, także tych na styku człowiek-środowisko i na styku człowiek-technologia całkiem dobrze spełniać rolę „modelu”. Można go niejako przyrównać do newtonowskiej fizyki, która także w ściśle określonych warunkach jak najbardziej ma zastosowanie, ale tylko tam.
Wraz z rosnącą złożonością interakcji, a przede wszystkim wraz z gwałtownym przyspieszeniem zachodzących na Ziemi procesów (co jest pochodną generowanego przez człowieka postępu technologicznego) model świata-maszyny okazuje się być niewystarczający. Dlatego też rzeczywistość coraz częściej nas zaskakuje (maszyna wymyka się spod kontroli), a powszechnie przyjmowane w świecie maszyny założenie: „przy innych warunkach niezmienionych” staje się jedną wielką fikcją – w rzeczywistości bowiem te warunki nieustannie się zmieniają.
W efekcie – by znów powrócić do porównań z fizyką – dzisiejszy świat potrzebuje czegoś na kształt odpowiednika teorii względności czy fizyki kwantowej. Wydaje się, że takim odpowiednikiem może być teoria złożonych systemów i postrzeganie świata jako zbioru dynamicznych i ewoluujących podsystemów. Podsystemy wchodzą ze sobą w interakcje, co prowadzi do ich własnej ewolucji i zmiany wewnętrznej dynamiki.
Choć istnieją teorie funkcjonowania takich złożonych systemów, to jak na razie stosunkowo rzadko aplikujemy je do wyjaśniania rzeczywistości. Powody są moim zdaniem dwa. Po pierwsze, są one na stosunkowo wczesnej fazie rozwoju i zastosowania, więc wolimy się trzymać metod, które dobrze znamy (tych od maszyny). Po drugie, punktem wyjścia do analiz w oparciu o systemy złożone jest pokora – jako ludzie lubimy proste i pewne odpowiedzi (czy będzie padać czy nie, czy bezrobocie wzrośnie czy spadnie itd.), tymczasem według teorii systemowych ostateczny efekt określonych działań jest dużo mniej przewidywalny (szczególnie jeśli używamy niedoskonałych narzędzi).
Z definicji złożone systemy nie poddają się redukcjonizmowi, a całość (system) to coś więcej niż suma poszczególnych części. W złożonych systemach, ostatnia rzecz, która się wydarzyła, prawie nigdy nie dostarcza informacji o tym, co będzie dalej. Świat ciągle się zmienia – częściowo z powodu czynników znajdujących się poza naszą kontrolą, a częściowo z powodu naszych własnych interwencji. Poza tym złożone systemy charakteryzuje obecność tzw. PUNKTÓW KRYTYCZNYCH. Kiedy system znajduje się w pobliżu takiego punktu, niewielki wstrząs może spowodować duże przesunięcie (zjawisko określane niekiedy jako „czarny łabędź”). Co więcej wystąpienie takiego przesunięcia znacząco zwiększa prawdopodobieństwo tego, że system znajdzie się w pobliżu kolejnego punktu krytycznego – można więc powiedzieć, że czarne łabędzie zaczynają wówczas pojawiać się w stadach. Czyż nie z taką rzeczywistością mamy obecnie do czynienia?
Ryzyka a kruchość
I ostatni już wątek. W świecie złożonych systemów kluczowymi pojęciami stają się: kruchość i antykruchość. Zostały one spopularyzowane przez N.Taleba, który postuluje potraktowanie kruchości – zamiast ryzyka – jako podstawowej miary oceny stabilności systemów złożonych. Podstawowa różnica między ryzykiem a kruchością polega na tym, że ryzyko jest oparte na prawdopodobieństwach, możliwych do przewidzenia zdarzeń. Kruchość z kolei koncentruje się na skali zmiany w systemie pod wpływem zmiany poszczególnych parametrów, bez względu na to skąd zmiana ta miałaby się wywodzić. U mnie na blogu temat kruchości/antykruchości po raz pierwszy pojawił się już w 2014 r. – w tekście „Czy Polska jest krucha?”. Patrząc z perspektywy mogę jedynie stwierdzić, że gdyby wówczas na poważnie potraktować to podejście, to dziś jako kraj bylibyśmy w zupełnie innej (lepszej!) sytuacji.
W cz. 3 skupię się na opisie negatywnego sprzężenia zwrotnego, które powstało w świecie prowadząc do narastania autorytaryzmów, nacjonalizmów, a co za tym idzie konfliktów.
Dodaj komentarz