Gwóźdź do trumny europejskiego przemysłu?
 Oceń wpis
   

Europa zdaje się nie wyciągać wniosków ze swych doświadczeń. Kryzys strefy euro pokazał, że pogłębianie integracji nie jest efektywnym sposobem wymuszania koniecznych zmian w gospodarce, na co naiwnie liczono w przypadku krajów południa Europy. Dziś – jakby zapominając o tych świeżych doświadczeniach - w szybkim tempie postępują rozmowy na temat powstania strefy wolnego handlu pomiędzy USA i UE. W sytuacji gdy amerykański przemysł jest wspierany przez umiejętnie prowadzoną politykę przemysłową, a polityka gospodarcza Unii to totalny chaos utworzenie wspólnej pan-atlantyckiej strefy wolnego handlu grozi pogłębieniem widocznego dziś procesu ubożenia Europy i narastania w niej różnić dochodowych. By odnieść ekonomiczne korzyści z pogłębiania integracji gospodarczej z USA, Europa musi najpierw uporządkować tak istotne kwestie jak luki w instytucjonalnych rozwiązaniach strefy euro, wyjść ze swego rodzaju rozdwojenia jaźni w prowadzonej obecnie polityce gospodarczej i przeprowadzić istotne reformy, które poprawią jej międzynarodową pozycję konkurencyjną.

Zanim dojdzie do utworzenia pan-atlantyckiej strefy wolnego handlu potrzebne jest także wypracowanie globalnych rozwiązań, które zapobiegać będą narastaniu różnic dochodowych. Są one w dużej mierze pochodną postępujących procesów globalizacji.

Amerykański pragmatyzm
Od czasu wybuchu globalnego kryzysu amerykańską politykę gospodarczą - jeszcze bardziej niż przed kryzysem - charakteryzuje pragmatyczne podejście do przemysłu. Do tego, co istniało od dawna – korzystne warunki dla postępu technologicznego – dodano nowe elementy, w tym jeden niezwykle istotny. Ogniwem nowej doktryny przemysłowej stało się dbanie o dostęp do tanich surowców energetycznych, przy możliwie maksymalnej samowystarczalności. Z punktu widzenia przemysłu pragmatyczna jest także polityka ekologiczna USA. Przy porównywalnym co UE poziomie PKB emisja gazów cieplarnianych pozostaje tam znacząco wyższa (5.1 mld ton wobec 3.5 mld). USA wydają się mieć w tym względzie bardziej globalną świadomość niż Europa. Tak długo bowiem jak do redukcji emisji nie zabiorą się nowe potęgi przemysłowe (przy PKB mierzonym wg parytetu siły nabywczej na poziomie 80% amerykańskiego i europejskiego Chiny emitują 9.6 mld ton!) polityka sprzyjająca lokalnemu środowisku, taka jak w Europie, nie musi przekładać się na globalne korzyści. Dzieje się tak ponieważ popyt na towary nie zmienia się, tak więc zanikowi produkcji w krajach rozwiniętych towarzyszy jej wzrost w krajach takich jak Chiny, a tam wyprodukowanie określonego towaru jest z reguły znacznie bardziej surowcochłonne i emisjogenne niż w Europie czy USA.

Ten gospodarczy pragmatyzm przekłada się dziś na istotne różnice w poziomie cen surowców energetycznych. Koszty ropy są dziś w USA o ok. 10% niższe niż w Europie, ceny paliw na stacjach są o 40-50% niższe (głównie ze względu na różnice w skali opodatkowania), ceny gazu stanowią 1/3 tego co Europie, a energii elektrycznej średnio połowę. Już dziś – jeszcze bez strefy wolnego handlu - to co dzieje się w USA rodzi istotne, negatywne konsekwencje dla przemysłu w Europie. Wzrost wydobycia niekonwencjonalnej ropy prowadzi do wzrostu eksportu diesla, w efekcie spadły marże w europejskich rafineriach. Sektor chemiczny rozwija się w szybkim tempie (m.in. dzięki inwestycjom europejskich firm) w oparciu o tani gaz i już wkrótce można oczekiwać zalewu naszego kontynentu tanimi produktami.

Przewaga kosztowa to nie wszystko. USA umiejętnie wykorzystują dla stymulowania reindustrializacji swoją różnorodność. Pozwalają na optymalizację lokalizacji produkcji w zależności od lokalnych zasobów. Tam gdzie jest tania praca rozwijają się przemysły pracochłonne. Tam gdzie łatwy i tani dostęp do surowców naturalnych (energii) przemysły oparte na tych zasobach (takie jak chemiczny). Wreszcie doliny innowacyjności zapewniają USA rozwój nowoczesnych przemysłów. Europa w tym czasie robi coś zupełnie przeciwnego - walczy z różnorodnością starając się sprowadzić wszystkich do wspólnego mianownika. Efektem tego jest dziś podejmowanie decyzji inwestycyjnych w oparciu o presję polityczną (patrz przykład lokalizacji produkcji określonych modeli Fiata), czy też odwracanie procesu specjalizacji jaki nastąpił po utworzeniu strefy euro (wymuszone koniecznością zbilansowanego rachunku bieżącego).

Wyrazem tego, że amerykański model działa w praktyce jest fakt, że produktywność amerykańskiego przemysłu – i tak wyjściowo wyższa niż europejskiego - w ostatnich latach rosła w tempie 4% rocznie, podczas gdy europejskiego spadała (o 1% rocznie). W efekcie luka produktywności pogłębia się, a za główne powody takiej sytuacji Komisja Europejska uznała ostatnio nadmierne/niewłaściwe regulacje, mniejsze wydatki na technologie telekomunikacyjno-informatyczne, mniejsze inwestycje w wartości niematerialne i prawne oraz lukę w stosunku do USA jeśli chodzi o efektywność procesu komercjalizacji wynalazków.

Europejski chaos
Te zdiagnozowane przez KE bolączki, to w dużej mierze pochodna tego, że w porównaniu do USA politykę gospodarczą UE charakteryzuje chaos. Deklarowane cele tej polityki są albo z gruntu nierealne (np. 20% udział przetwórstwa w PKB w 2020 r) lub wzajemnie sprzeczne (np. cele polityki ekologicznej i uprzemysłowienia). Do tego by firmy przemysłowe chciały w Europie inwestować potrzeba stabilnych warunków działania. Tymczasem liczne zmiany, zapowiedzi zmian, niedopowiedzenia w wielu obszarach tworzących otoczenie regulacyjne powoduje, że firmom w Europie trudno planuje się dziś przyszłe koszty i przychody. Nie mówiąc już o kwestiach instytucjonalnych – wciąż nie powstały rozwiązania, które zwiększałyby trwałość strefy euro.
Największym problemem Europy w kontekście międzynarodowej konkurencyjności i uprzemysłowienia pozostaje jednak swego rodzaju rozdwojenie jaźni – rozbieżność pomiędzy procesami stymulowanymi przez jednolity rynek, a tym czego chcieliby i oczekiwali politycy. Dla europejskiego przemysłu (przedsiębiorców) jednolity rynek to okazja do tego, by dokonać najbardziej optymalnego z punktu widzenia globalnego konkurowania rozmieszczenia fabryk w Europie. Okazja do wykorzystania mocnych stron poszczególnych lokalizacji (np. niskich kosztów pracy w krajach EŚW, czy wysokiego poziomu innowacyjności w Skandynawii). To właśnie dzięki tej optymalizacji jaka miała miejsce w ostatnich 10 latach udział Europy w globalnej produkcji przemysłowej pozostaje wciąż znaczący.

Z zupełnie inną sytuacją mamy do czynienia na poziomie polityków. Ci wciąż postrzegają przemysł lokalnie (z perspektywy danego kraju), a w kontekście trudnej sytuacji społecznej szukają dziś w hasłach uprzemysłowienia i pro-eksportowej polityki sposobu na wyekspediowanie problemu bezrobocia do innych (swoich sąsiadów). W tej sytuacji Europa może w najbliższych latach stać się areną walki poszczególnych krajów o przemysł. W walce tej nie zawsze używane będą metody fair; nie zabraknie różnorakich form nacisku czy ukrytych sposobów subsydiowania. Wszystko to rodzić będzie negatywne skutki dla globalnej konkurencyjności Europy.

Skutki uboczne globalizacji
W kontekście zabiegów o liberalizację handlu pomiędzy USA a UE nie można również abstrahować od dotychczasowych lekcji płynących z procesu globalizacji. Dziś nie ma już większych wątpliwości co do tego, że choć globalizacja połączona z postępem technologicznym może prowadzić do przyspieszenia wzrostu, to równocześnie rodzi silne skutki po stronie redystrybucji dochodów. Skutki, na które nie ma dziś dobrej odpowiedzi. W Stanach – które były prekursorem globalizacji – efekty te ujawniają się od lat 70-tych. Badania pokazują np., że w ostatnich 25-ciu latach realne dochody 25% gospodarstw o najniższym ich poziomie nie wzrosły. Oznacza to, że gospodarstwa te nie partycypowały w ogólnym wzroście dochodów jaki miał w tym czasie miejsce. Równocześnie 1% najbogatszych Amerykanów doświadczyło w tym czasie potrojenia swoich realnych dochodów.
Jak globalizacja ma się do rosnących różnic w dochodach? Globalizacja niejako „wymusza” politykę sprzyjającą kapitałowi, kosztem tych którzy do zaoferowania mają jedynie prostą pracę (trudniej jest im znaleźć zatrudnienie, a płaca którą otrzymują nie nadąża za ogólnym wzrostem płac/dochodów). Kraj, który chce być konkurencyjny w globalnej gospodarce musi niejako prowadzić politykę, która polega na przesuwaniu obciążeń podatkowych od zysków firm w kierunku konsumpcji, liberalizacji rynku pracy i rynków finansowych.

W globalnej gospodarce by rozwiązać problem nierówności nie wystarczy dobra wola i chęci polityków z tego czy innego kraju. Jeśli zaczną oni działać na własną rękę, to z dużym prawdopodobieństwem uderzy to w konkurencyjność danej gospodarki i w ostatecznym rozrachunku pogorszy jej sytuację. Połączone rynki UE i USA to jednak na tyle znacząca siła w globalnej gospodarce, że mogą niejako narzucić pewne rozwiązania/standardy innym krajom. Takie rozwiązania trzeba jednak najpierw wypracować, a potem chcieć wdrożyć, a jak na razie niewiele się w tym zakresie dzieje.

Reasumując, Europa nie jest dziś gotowa na strefę wolnego handlu z USA. Szybka realizacja tego projektu byłaby korzystna dla większości amerykańskich i stosunkowo nielicznych europejskich firm (np. niemieckich koncernów samochodowych). By móc otwarcie konkurować z pragmatyzmem USA trzeba najpierw odrobić lekcje, te zdefiniowane jeszcze w 2000 r. (w tzw. strategii lizbońskiej) i te płynące z ostatniego kryzysu. Dodatkowo trzeba znaleźć rozwiązanie kwestii narastających różnic w poziomie dochodów, bo bez tego dalsze „popychanie” procesu globalizacji grozi rosnąca skalą wykluczenia, a stąd już prosta droga do podważania istniejącego porządku społecznego.
 

Opublikowane (po zmianach redakcyjnych): Rzeczpospolita 28.03.2014

Komentarze (2)
Globalizacja a podział dochodów Czy Polska jest...
1 | 2 | 3 | 4 |


   

Najnowsze wpisy
2017-11-26 14:48 Optymizm Komisji
2017-11-15 20:40 Co po obecnym boomie?
2017-11-03 10:57 Kto będzie finansował (duże) firmy?
2017-10-22 16:03 Spokój na powierzchni oceanu
2017-10-14 09:15 MMŚP - motor napędowy gospodarki?
Najnowsze komentarze
2017-11-16 03:28
piotr janiszewski1:
Co po obecnym boomie?
CO...!!??? Kierunek ex ante pokazuje od wielu miesięcy SWIG80...!!!
2017-11-07 15:46
angling:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Crowdfunding też odpada w Polsce po ostatnim "incydencie" z Secret Service.
2017-11-05 08:29
artysta:
Kto będzie finansował (duże) firmy?
Najlepszy jest kredyt kupiecki.
O mnie
Andrzej Halesiak
Komentator polskiej rzeczywistości. Więcej na: linkedin: https://pl.linkedin.com/in/andrzej-halesiak-0b9363 Twitter: @AndrzejHalesiak