07-05-2022
6 minut

Po co są „trudne czasy”?

Historia każdej i każdego z nas to w praktyce suma trzech rodzajów okresów. Po pierwsze takich, w których, niosły nas korzystne wiatry, wydawało nam się, że jesteśmy panami świata, że wszystko w świecie nam sprzyja, że my sami możemy wszystko. Po drugie takich, w których panowała flauta; nic specjalnego się nie działo. Przeważała rutyna i towarzyszące jej często znudzenie. Po trzecie wreszcie takich, w których trzęsło naszą życiową łódką niepomiernie, wręcz zalewały nas fale niekorzystnych zdarzeń, odnosiło się wrażenie, że wszystkie siły tego świata sprzysięgły się przeciwko nam. Dla wielu z nas ostatnie lata to zdecydowanie przewaga tego ostatniego rodzaju czasu.

Te okresy zawirować, choć generalnie bolesne, możemy przekuć w coś dobrego i pożytecznego, o ile tylko wykorzystamy je do osobistego rozwoju. To właśnie one stymulują nas do weryfikacji naszych zasad i wartości, tych w oparciu, o które funkcjonujemy w świecie. Także do stawiania sobie trudnych, fundamentalnych pytań. Kim jesteśmy? Po co jesteśmy na tym świecie? Dlaczego właśnie teraz? Do tych kluczowych należy także pytanie o to, co stanowi nasze zakotwiczenie?

Życiowa kotwica może mieć różnego rodzaju charakter. Może nią być wiara we własne siły, że „w każdej sytuacji dam radę”. To zakotwiczenie nie znosi jednak jednego czynnika: porażki. Każda porażka sprawia, że pokrywa się ona rodzą. Zaczynamy stawiać sobie pytania w rodzaju: „czy naprawdę jestem tak dobry jak mi się wydawało?”, „świat tak szybko się zmienia, może coś ważnego przegapiłem?”, „czyżby mój przełożony znalazł sobie innego faworyta?”, itd, itp.

Zakotwiczenie można mieć także w pozycji zajmowanej w społecznej lub korporacyjnej hierarchii, np. w byciu „dyrektorem”, czy „prezesem”. Tyle tylko, że jeśli stanie się to dla nas synonimem naszej tożsamości, to każde zawirowanie naszej kariery będzie prowadzić nas na skraj depresji; nasze ego będzie mieć bardzo duży problem by z taką sytuacją sobie poradzić.

Kotwicą mogą też być zgromadzone aktywa, środki finansowe. Mogą one rodzić w nas przekonanie, że nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to przecież spokojnie przetrwam trudny okres, a potem wszystko wróci do normalności. Tak, trzeba przyznać, że tego typu kotwica nosi znamiona solidności, dobrze wpisuje się w dzisiejsze, materialistyczne czasy. Co jednak wówczas, gdy nasz odłożony majątek w szybkim tempie zaczyna „zjadać” inflacja? Co wówczas, gdy nasze inwestycje okażą się nietrafione? Czy nie jest wówczas tak, że nominalna kotwica zamiast nas stabilizować sama staje się dla nas źródłem wewnętrznej niestabilności?

Dla niektórych kotwicą może być rodzina – swego rodzaju zatoka, do której zawsze można wpłynąć w poszukiwaniu spokoju, gdy „na zewnątrz” panują burze. Oby. Z moich osobistych doświadczeń i obserwacji wynika jednak, że zrodzone na zewnątrz burze z reguły wnikają do tych – na pozór cichych – zatok, powodując i tam silne zawirowania. W efekcie mamy spotęgowane uderzenie w naszą łódkę, która szybko zaczyna nabierać wody.

Kotwicą może być także zdrowie – jakże często można dziś usłyszeć życzenia: „zdrówka, zdrówka i jeszcze raz zdrówka”. Stąd też pewnie coraz powszechniejszy kult tężyzny fizycznej i „zdrowego trybu życia”. Trend bardzo pozytywny i bardzo słuszny, który także mocno wspiera nasze funkcjonowanie w życiu prywatnym czy biznesie. Tyle tylko, że dla niektórych dbanie o zdrowie staje się obsesją, wypierającą inne istotne elementy, zaczyna brakować np. czasu dla rodziny.

Możemy mieć jeszcze inne kotwice, np. szerokie grono przyjaciół, którzy „zawsze pomogą” – czy aby na pewno? Możemy mieć nasze zakotwiczenie także w rytuałach czy religii (ta pozbawiona elementu prawdziwej duchowości/wiary tak naprawdę także sprowadza się do rytuałów), a więc w przekonaniu, że jak tylko zrobię to czy tamto (albo wręcz przeciwnie, będę np. unikał czarnych kotów), to wszystko pójdzie dobrze.

Wreszcie możemy szukać zakotwiczenia w Kimś od nas większym, w Kimś kto zna reguły tego świata i nas samych lepiej niż my; w Absolucie, w Bogu. Kimś, kto może pokazać nam zupełnie inną, znacznie bogatszą, fascynującą perspektywę na nasze życie. Kto może sprawić, że przestaniemy się o nasze życie bać, że zrozumiemy jego głębszy sens. No tak, ale jak można mieć zakotwiczenie w Kimś, o Kim tak naprawdę nie wiadomo czy w ogóle jest? Kogo nigdy w życiu się nie spotkało?

W tym miejscu warto postawić pytanie: a jakie jest moje zakotwiczenie? Czy kiedykolwiek nad tym się zastanawiałem? Jak często biorę na tapetę sytuacje moich życiowych zawirowań? Czy rzeczywiście staram się je w pełni zrozumieć, czy tylko przed sobą udaję i zadowalam się powierzchownymi odpowiedziami? Dotarcie do wnętrza siebie wymaga czasu, a poza tym dokonuje się w ciszy, najlepiej na pustkowiu, z dala od ludzi, telefonów, komputerów, itd. Czy jestem w stanie choć na kilka dni w roku się od nich uwolnić? Pobyć sam na sam ze sobą?

Dzisiejszy świat bardzo tego nie lubi, za wszelką cenę stara się pozbawić nas czasu i okazji do poznania siebie. A gdy trafia się chwila wolnego czasu, świat chętnie go Nam wypełnia i zagospodarowuje. Wystarczy np. wcisnąć na pilocie klawisz z napisem „Netflix”.

Przeciwstawić się „sile świata” jest niezwykle trudno, ale może czasy takie jak obecne są właśnie po to, by nam pomóc się z tym wyzwaniem zmierzyć? By skłonić nas do głębszego spojrzenia na własne życie.

 

p.s.
niniejszy tekst powstał dzięki inspiracji wyniesionej z jednej z warsztatowych dyskusji w ramach Akademii Psychologii Przywództwa, w których miałem przyjemność uczestniczyć. Podziękowania dla mojej grupy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *