22-09-2020
11 minut

Wolność kocham i nie rozumiem

Ostatnimi czasy chodzi za mną temat wolności. Pisałem o niej niedawno w kontekście badań socjologicznych („Zmęczeni wolnością?”). Dzisiaj chciałbym spojrzeć na kwestie wolności z nieco innej perspektywy. W tamtym tekście przyjąłem definicję wolności spójną z treścią zadawanego respondentom pytania, tego na ile ważna jest dla nich możliwość samodzielnego podejmowania decyzji; wolność i niezależność od innych. Tymczasem pojęcie wolności jest dużo bardziej złożone, szczególnie w kontekście tego co tak naprawdę oznacza „samodzielne podejmowanie decyzji”.

Tę złożoność dobrze widać gdy spojrzy się na dzisiejszy świat. Można odnieść wrażenie, że żyjemy w czasach niesłychanie korzystnych dla wolności; upowszechnienie się w świecie demokracji i liberalizmu (stawiającego na indywidualizm) spowodowało narastanie globalnej presji na kwestie wolnościowe, równouprawnione, emancypacyjne itd. Dostrzec można tendencję do postrzegania jednostki jako autonomicznego bytu mającego prawo do kształtowania własnego życia według własnych wyobrażeń i planów. Taka jednostka ma prawo do własnego stylu życia, kariery, religii, a nawet płci. W tym miejscu można by postawić pytanie: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Być może to moja subiektywna ocena, ale coraz częściej zamiast z rzeczywistą wolnością mamy bowiem do czynienia z jej pozorami. Wydaje nam się, że jesteśmy wolni, a tak naprawdę jesteśmy coraz bardziej zmanipulowani i zniewoleni. Stąd coraz powszechniejsze zagubienie człowieka w dzisiejszym świecie – coraz częściej nie realizujemy się w swojej wolności, a staliśmy się marionetkami realizującymi zamierzenia i cele innych (korporacji, polityków itd.).

W moim przekonaniu nie zaczniemy inaczej patrzeć na to co nas otacza, tak długo jak nie dokonamy wysiłku by zagłębić się w naturę wolności. Nie jest to oczywiście zadanie proste; naukowcy z różnych dziedzin próbują tę kwestię zgłębić od tysięcy lat, a najnowsze badania nad funkcjonowaniem ludzkiego mózgu kreują raczej więcej nowych pytań niż dają odpowiedzi (w tym kontekście mogę polecić książkę J.Bremera „Czy wolna wola jest wolna?”). Nawet jednak jeśli ostatecznych odpowiedzi nie uda się znaleźć, to warto zanurzyć się w temat, by odkryć jego złożoność. Już samo to pozwala bowiem na zmianę spojrzenia na świat, w którym żyjemy. To moim zdaniem pierwszy krok do tak potrzebnych, strukturalnych zmian. Do tego by zejść z obecnej drogi, która prowadzi nas do „świata bez przyszłości”, świata, który niedawno opisałem w „Krańce wyobraźni. Kraniec cywilizacji?”.

Niniejszy tekst to tekst niedokończony, rozważania osoby, która szuka i dzieli się swoim obecnym zrozumieniem (a lepiej powiedzieć „niezrozumieniem”) tematu. Być może zainspirują one kogoś do zatrzymania się na (dłuższą) chwilę nad zagadnieniem wolności, zdiagnozowania czy i na ile jestem wolny, a w jakim stopniu postrzegana przeze mnie wolność to ułuda.

Pisząc o wolności skupiam się na wolności indywidualnej. Kwestia wolności w wymiarze zbiorowym (społeczeństwa, narodu) jest co najmniej tak samo frapująca, ale moim zdaniem trudno się do niej właściwie odnieść, gdy nie ma się wewnętrznego zrozumienia wolności indywidualnej.

 

Wolność – oczywista nieoczywistość

Podobnie jak prawda (o której swego czasu pisałem w „Polska droga prawdy – pomiędzy absolutyzmem a relatywizmem”), wolność to jedno z tych pojęć, które choć pozornie oczywiste stwarza olbrzymie problemy definicyjne. Przestaje to dziwić, gdy zacznie się wnikać w istotę wolności. Gdy dostrzeże się jej różne wymiary, np. indywidualny i zbiorowy (społeczny), czy kwestie wolności negatywnej (od czegoś) i pozytywnej (do czegoś). A w szczególności jednak gdy zacznie się dotykać kwestii granic wolności – czegoś na pozór wewnętrznie sprzecznego; skoro wolność to wolność, jakie więc granice. Tymczasem elementów ograniczających wolność jest bardzo wiele. Część z nich ma charakter wewnętrzny (istnieje w nas), a część zewnętrzny (wynika z otoczenia, uwarunkowań w jakich funkcjonujemy).

Jeśli chodzi o ograniczenia wewnętrzne to zdecydowanie najważniejsze są moim zdaniem związane z funkcjonowaniem w oparciu o podświadomość, o zapisane w niej „programy”. Ich powstawanie i działanie opisałem w „Skoryguj swój kurs” (zachęcam do przeczytania, bez tego pozostała część może być częściowo niezrozumiała), więc nie będę się w tym miejscu powtarzał. Chciałbym jednak zobrazować ten fenomen małym przykładem nawiązującym do słownikowego (definicyjnego) pojęcia wolności.

Otóż zgodnie z definicją z wolnością (w wymiarze indywidualnym) mamy do czynienia wówczas, gdy nasze zachowanie nie jest zdeterminowane przyczynowo. Niektóre definicje dodają jeszcze jeden warunek, że nie mogą być zdeterminowane przez boską interwencję. Jeżeli coś ma wpływać na nasze wybory, to nasze przekonania, pragnienia i (ewentualnie) emocje, a nie obiektywna konieczność (przymus, musimy coś zrobić tak a nie inaczej). I tu dotykamy istoty rzeczy, bo po pierwsze to czy musimy coś zrobić tak a nie inaczej może być rzeczą względną, a po drugie warto zadać pytanie czy nasze przekonania i pragnienia są tak naprawdę nasze?

 

Determinizm nie jedno ma imię

Przechodząc do przykładu. Jeśli np. muszę się dostać samochodem z miejscowości A do B i prowadzą tam dwie drogi: D1 i D2, to do mnie należy wybór którą ostatecznie zdecyduję się pojechać. Jeśli natomiast okaże się, że droga D2 jest aktualnie zamknięta (np. w remoncie), to nie mam wyboru, pojadę drogą D1. W przypadku wielu naszych wyborów (zwłaszcza tych najbardziej istotnych) sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Np. powyższy, trywialny przykład można przekształcić; przyjmijmy, że przez lata jeździłem z A do B drogą D1, bo się do niej przyczaiłem. Na tyle, że nie wykazałem wysiłku żeby sprawdzić, czy nie pojawiły się alternatywy. Czy nie pojawiały się nowe drogi (D3, a być może także D4). Ba, więcej, nawet jeśli usłyszałem gdzieś, że takie alternatywy są to mój „wewnętrzny rozum” podpowiedział mi, że przecież droga D1 się sprawdza, więc po co kombinować. W takiej sytuacji tak naprawdę nie korzystam z wolności wyboru. Wyparłem się jej, dla mnie nadal niejako istnieje tylko D1, tak więc zdałem się na determinizm.

W oparciu o moje własne doświadczenia mam przekonanie, że z taką sytuacją mamy nieustannie do czynienia. Zapisane w naszej „podświadomości” programy wprowadzają nas w determinizm: wybieramy coś, popieramy kogoś, kupujemy coś itd. bo podążamy wciąż tą samą, utartą drogą. Równocześnie wierzymy, że dokonujemy „wolnego wyboru”.

Tak więc granice naszej wolności określa nie tylko faktyczny determinizm (rzeczywisty brak alternatyw), ale też ten „pozorny” wynikający z tego, że w ten czy w inny sposób nie dopuściliśmy do pojawienia się alternatyw lub też nie dopuściliśmy do tego by stały się one „godne rozważenia”. A w zasadzie to nasz mózg do tego nie dopuścił. Jak to zrobił? Poprzez filtrowanie docierających do nas informacji (przez to co czytamy, z kim rozmawiamy, co oglądamy). W efekcie wzmacnia to w nas „przekonania, które mamy”, byśmy jeszcze chętniej zdawali się na podświadomość i w efekcie chodzili raz utartymi ścieżkami. Proces ten kształtuje w nas coś na kształt masy krytycznej poglądów na świat i otoczenie. Później bardzo trudno je naruszyć i to w oparciu o nie dokonujemy takich a nie innych wyborów – począwszy od tych politycznych, a skończywszy na tym z kim się zadajemy, a nawet w co się ubieramy.

Oczywiście można żyć w przekonaniu, że tak długo jak „moja” podświadomość dokonuje za mnie większości decyzji nie jest to żaden problem, bo to przecież też jest część mnie. Pytanie czy na pewno? Jest to coś zapisane we mnie, ale nie zawsze kierujące się moim interesem. Wynika to z natury tych zapisanych w podświadomości rzeczy, z których wiele ma charakter negatywny, co związane jest z ich pochodzeniem (znów muszę odesłać do tekstu „Skoryguj swój kurs”). Efektem tego jest, że nie dokonujemy optymalnych dla nas decyzji, a w (naprawdę) wolnych wyborach chodzi w końcu o wybieranie tego, co nam odpowiada.

 

Wolność, a największy problem współczesnego świata

Opisany powyżej proces jest moim zdaniem kluczowy w kontekście kwestii, którą niedawno opisywałem w „Największy problem współczesnego świata: cz. 1”, kwestii zagubienia człowieka, strachu w obliczu narastającej niepewności. Funkcjonując w sposób nieświadomy (w oparciu o „programy” wgrane w podświadomość) preferujemy powtarzające się schematy i utarte ścieżki. Gdy więc świat wchodzi w fazę, kiedy o powtarzalność i rutynę coraz trudniej wzbudza to w człowieku dyskomfort i lęk, nierzadko panikujemy.

Rozwijając dalej tę myśl można moim zdaniem powiedzieć, że im bardziej to co się w świecie dzieje wzbudza w kimś lęk, tym bardziej uzależniony jest od swojej podświadomości (od „zapisanych” w niej schematów), a tym samym, że mniej w nim wolności. W przypadku tego typu osób nie powinno dziwić, że są one gotowe wyzbyć się jej całkowicie, np. na rzecz „mocnego państwa” (pisałem o tym we wspomnianym już „Największy problem…”). Taka osoba zrobi bowiem wszystko, by móc wyzbyć się swoich lęków, by ktoś zapewnił jej możliwość powrotu do tego co zna (schematów), lub zastąpił dotychczas istniejącą rutynę nową.

 

Zewnętrzne ograniczenia

Warto jeszcze wspomnieć o zewnętrznych ograniczeniach wolności. Tych jest wiele, począwszy od prawa naturalnego, poprzez prawo stanowione, itd. Te elementy wydają się dla nas oczywiste i z reguły traktujemy je jako potrzebne granice wolności, po to aby nasza wolność nie naruszała prawa do wolności innych (i w drugą stronę).

Znacznie mniej już jednak przyznajemy się do tego, jak wiele wolności odbiera nam konformizm, „płynięcie z prądem rzeki”, to znaczy: wyrażanie się/działanie w taki sposób by przypodobać się (lub nie podpaść) władzy, szefowi, środowisku, w którym chcemy funkcjonować, itd. W praktyce sprowadza się do mówienia tego co „wypada” i/lub tego co „powinniśmy” lub też przeciwnie, przemilczania tego o czym powinniśmy głośno powiedzieć. Za każdym razem, gdy tak postępujemy wpisujemy się w swego rodzaju determinizm, dajemy się zniewolić. Opisany mechanizm to także prosta droga do relatywizmu moralnego, zacierania granic pomiędzy dobrem a złem.

 

Wnioski i pytania, jakie warto sobie zadać

Powyższe przemyślenia prowadzą mnie do następujących wniosków/pytań:

  • Można być na pozór wolnym, ale w praktyce niewolnikiem. To moim zdanie powszechna dziś sytuacja. Granice wewnętrznej wolności określamy sami, ale nie w sposób w jaki nam się wydaje – wyznaczanie tych granic zależy od tego na ile żyjemy świadomie, a nie poddajemy się „wgranym w podświadomość programom”,
  • Prawdziwie wolny jest ten, kto potrafi stawiać sobie właściwe ograniczenia (np. nie ulegam wpływom, nie poddaje się programowaniu/manipulacji). To, co w pierwszej chwili wygląda na ograniczenie, w rzeczywistości okazuje się stwarzać przestrzeń prawdziwej wolności. Dlatego też wewnętrzna wolność kosztuje, wymaga wyrzeczeń i pracy. By praktykować wolne wybory trzeba często „zapierać się samego siebie”, iść pod prąd temu co podsuwa wewnętrzny „program” i oczekuje od nas zewnętrzne otoczenie. Jeśli decyzje przychodzą łatwo, to z reguły nie są to wolne wybory,
  • Ważnym testem dla wewnętrznej wolności jest to jak bardzo jestem przywiązany do rutyny/schematów? Odpowiedzi na to pytanie udzielają nowe sytuacje, takie z którymi wcześniej się nie spotkałem – jeśli podstawowe odczucia jakie we mnie wywołują to paraliż i strach, wówczas jest to silne wskazanie, że niewiele jest we mnie wolności,
  • Podobnych wskazówek daje porównanie spójności tego co wyrażam „prywatnie” i „publicznie”. Jeśli różnice są istotne, to znaczy że w relacjach zewnętrznych rezygnuję z wolności, jestem zdeterminowany okolicznościami,
  • Ponieważ żyjąc nieświadomie stajemy się narzędziem w ręku tych, którzy nas „programują”, rodzi się pytanie komu/czemu tak naprawdę służymy i czyj interes w naszym życiu realizujemy? Na to pytanie można poszukiwać odpowiedzi analizując to co się ogląda, czego słucha, przypatrując się temu kto tak naprawdę kształtuje nasze poglądy? Kto za tym stoi i co może z tego mieć?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *